Dzień dobry, witam leniiiwie i deszczowo
Pomijam fakt podlewania ogrodu przez cudowny deszczyk, ale jeszcze moje nicnierobienie, jest usprawiedliwione i w pełni zrozumiałe
Wczoraj od rana sporo zrobiłam, dzisiaj czuję to w różnych miejscach, a zwłaszcza w kręgosłupie; jakie to szczęście, że ręka naprawiona, nic bym nie mogła przedtem zdziałać
Ale pewnie umiar i rozsądek też i teraz by się przydały
Dużo 'rozrywki' dostarczył mi kot sąsiadów. Jak zwykle rano przylazł i się kręcił po ogrodzie, ale niestety Kubuś go wypatrzył i kocisko salwowało się ucieczką na cyprysika, pod którym rośnie duża pontyjka, gibraltar, cisy, paproty. Po cyprysikach pnie się hortensja, rosną nowe bodziszki, tawułki, orliki. No, nie jest to najlepsze miejsce na wstawianie drabiny, nie ma się, jak ruszyć. Zabrałam psa do domu i myślałam, że kot zejdzie. Wlazł jeszcze wyżej i spędził tam cały dzień
Porządnie podlałam, żeby Kuba nie czuł zapachu, bo sam by rozdeptał wszystko usiłując wleżć na drzewo
Jego pańcia wołała, przyniosła chrupki, prosiła i błagała. Podstawiałyśmy badyla, żeby zlazł. Nie i nie. Dopiero w nocy się namyślił, na szczęście, bo już stwierdziłam, że trudno, ale trzeba jakieś deski zdobyć i wcisnąć między rośliny. Przecież nie może biedne kocisko tam głodować.
Wycięłam dwa jałowce: pospolity i pośredni (chyba). Stare egzemplarze, ale zbyt już chore, żeby zostawić. Pojawiło się miejsce na inne pomysły i chyba jest teraz lepiej
No i stoczyłam wojnę z trzmieliną, która zarosłaby cały świat, gdyby ją spuścić z oczu na dłużej. To niestety ciągle zaniedbania i zapuszczenia z zeszłego roku i nie tylko. Nie mogłam tego robić, nikogo innego nie było i są skutki
Naszarpałam się za wszystkie czasy, ale już mam to z głowy. W zeszłym roku załatwiony barwinek poplątany ze wszystkim i trzmielina 'żółta', teraz podagrycznik i trzmielina zielona. Już koniec takich paskudnych prac. Oczywiście zostało wyrównanie, podosadzanie czekających w doniczkach host i paprot. Może nawet jakiś nowy rodek się zmieści
Ewcia, no właśnie, muszę odpocząć, Ty chyba też
Słyszałam o kalinie angielskiej, że tak właśnie cudownie pachnie. Potrzebuje dużo słońca, prawda? Nie wspominaj o zimie, ja Cię proszę
Aszko, nie przygarniaj wiewiórki; one są trudne we współżyciu i rozrabiają
Będzie przychodzić po orzechy, ale, jak nie dasz, zacznie szukać, a wtedy ratujcie narody
A na doniczki i na Ciebie przyjdzie pora
Anusia, przypadki wścieklizny u wiewiórek są niezwykle sporadyczne, mogą być nosicielami, jak inne zwierzaki, ale bardziej niebezpieczne są bezpańskie koty i psy; pomijam nietoperze oczywiście. Po ugryzieniu przez wiewiórkę (wiele lat temu), w szpitalu zakażnym podano mi preparaty przeciwtężcowe, lekarz powiedział, że nie ma zagrożenia wścieklizną. 100% pewności nigdy nie ma. A skąd ta 'pogryziona' wie, że wiewiórka była wściekła?
Do Anioła mi daleko
Pan Kubuś chrapie na kanapie, wczoraj też się napracował przez tego nieszczęsnego kota
Moniśka, Kubuś aniołek
Ja mu robię złą opinię; no pewno, że prawda to jest wielki kłuj
Dzisiaj już środa, humor masz na pewno lepszy. Padało porządnie, liczę jeszcze na dużo więcej. Twoja wygrabiona ziemia ładnie się uleży, a ukryte chwasty wylezą i zostaną ostatecznie usunięte ręką inwestorki
Krzysiu, chorował jałowiec pospolity (chyba Meyer) i pośredni. Nie jestem do końca pewna odmian, kupowane wiele lat temu i nigdy się nie przyglądałam. Nie bardzo lubię jałowce, paskudnie mnie uczulają. Kocham te starowinki przed domem i na skarpie, ale to raczej względy sentymentalne, niż upodobanie do gatunku.
Kubuś stateczny
Tak, tak, bardzo grzeczny pies z szarganą przez własna pańcię opinią
Tak wyglądał jałowiec pospolity, ta strona była taka przez ostatnie chyba dwa lata, a może i dłużej.
June
Love Pat
Rainforest Sunrise
Ha! I znowu leje