Andrzejku- bardzo się cieszymy, że tak szybko rośnie..po cichu liczyłam na efekt szklarni
WIosenne sianie nie dość, że zniszczone ulewą, to jeszcze opornie kiełkowało, bo noce były zimne. Za to teraz prawie z godziny na godzinę jest coraz bardziej zielono
Martuśka- studnia fajna, ale pompę mamy marniutką. Zresztą kupowana na cele budowlane, więc miała być tania i działająca
Na przyszły rok musimy się w coś solidniejszego zaopatrzyć, żeby wodę lepiej pchała, bo im głębiej ją opuszczam, tym gorzej woda ciurka.
Nie chciało mi się kompletnie cackać z tą pompą, ale prognoza tak długich upałów i "delikatne" sugestie Męża nt rachunku za wodę zmobilizowały mnie..i całe szczęście- teraz podlewam bez wyrzutów sumienia.
Pamiętam rozmowy u Ciebie nt studni..i głębokości wody na Twoim terenie
Szkoda, że nie możesz się tak poratować!
Sąsiadka z serniczka bardzo się ucieszyła..
ale my się tak wymieniamy. Robiłam gofry, to od razu więcej- dla nich.. Sąsiadka robi naleśniki- woła nas na poczęstunek.. Wróciła z wyjazdu od rodziców, to przywiozła nam truskawki, ogórki i jajka od swojej mamy.. ja dzielę się z Nią roślinami, jak czegoś mam więcej, karmię jej suczkę, gdy na krótko wyjeżdżają.. a z kolei jak potrzeba jest nam dodatkowa silna męska ręka do przeniesienia jakiś mebli, to P zawsze dzwoni do sąsiada po pomoc..
Iwonko- dziękuje w imieniu Mamy i moim
Z klonem bardzo dobre wieści..przynajmniej moim zdaniem. Niezbyt uprzejma kobieta tam pracująca stwierdziła z ironicznym uśmiechem, że nie będą brac odpowiedzialności za pogodę i że to mój problem..ale mogę poczekać aż z delegacji wróci p Tomek i niech On decyduje.. A p Tomek zaproponował mi, że moge wybrać sobie jakieś drzewo za pół ceny. Opłaciło mu się to, bo nie dośc, że oczywiście wezmę kolejnego klona za pół ceny, to jeszcze zaklepałam sobie nowego Wredusia, bo ku mojej radości zaczęli sprzedawać
Mam też zamówione na jesień 2 bukietówki.
Energię mam, bo wolne dni. Gorzej, że jutro wracam do pracy, a to w upale już nie jest takie wesołe, zwłaszcza, że w jednym z gabinetów nie ma klimy, czego kompletnie nie rozumiem
Marysiu- dziękuję serdecznie
a serniczek polecam- szczególnie, że on jest na zimno i jedyne gotowanie, to rozpuszczanie galaretki i masła
Haniu- serdecznie dziękuję w imieniu Mamy
Przepis na sernik dziecinnie prosty, ściągnięty w większości z opakowania sera do sernika
..i zawsze mi sie udaje bez "klusek" z żelatyny, co czasem mi się zdarzało przy innych przepisach
Paczka 200g herbatników (ja biorę zbożowe pełnoziarniste) i pół kostki masła (może być troszkę mniej). Ciastka tłukę tłuczkiem do mięsa, masło roztapiam w mikrofali. Mieszam i taką nasączoną kruszonką wykładam dno tortownicy.
Ja mam tortownicę chyba 24cm i jeszcze wychodzi mi 6 niedużych salaterek.
Z tortownicy ser mi wypływa, galaretka też
więc skorzystałam z patentu koleżanki- połączenie boczków z dnem oklejam taśmą klejącą 5cm z rolki- po raz pierwszy nic nie wyciekło!
Wracając do tematu.. dno wykładam kruszonymi ciasteczkami nasączonymi masłem, ugniatam i wkładam do lodówki. Paczkę żelatyny rozpuszczam w pół szklanki wody ..i mam 30min przerwy.
Po przerwie żelatynę przerzucam do garnuszka, dodaję 2 szklani wrzącej wody z czajnika i rozpuszczam, zostawiam niech troszke przestygnie, ale nie za bardzo.
W garnku mieszam ser do sernika na zimno w wiaderku 1kg z 1.5 szklanki cukru pudru. Do tego dodaję żelatynę nieco przestudzoną, ale nie za bardzo, żeby się kluski nie robiły- mieszam i robi się z tego wodnista zupa. Czasem robią się grudki, ale wystarczy chwile pomieszać i ładnie się wszystko rozpuszcza. Przelewam do foremek i wstawiam do lodówki..na 30 minut albo trochę więcej. Po stężeniu układam owoce, zalewam galaretką i znowu do lodówki. Galaretki daję dwie, ale żeby były gęste (takie wolę) to na 2 paczki daję 2.5 szklanki wody.
Przepis bardzo fajny, bo niewiele się robi, a głownie ma przerwę
Ja bywam bardzo infantylna..a jak czasem pozuję na dorosłą i poważną osobę, to Mąż zaczyna się martwić, co się dzieje złego
CHyba jak miałam 18 lat to byłam bardziej poważna..
ANiu- urlop może niezbyt wypoczynkowy był, ale w sumie niektórzy w ramach urlopu wspinają się po górach.. Ja się zawsze dziwiłam, bo dla mnie prawdziwy urlop to leżenie na leżaku przy basenie na all
ale ostatnio jakoś nie ma okazji.. Kolejny rok z rzędu to dłubanie ogródka..i co gorsze- nie ma opcji, żebym dała się wyciągnąć w lato na jakiś wyjazd. Z Mężem rozważamy jakieś tropiki zimą
ale listę chciejstw w domu mamy tak długą, że to może nie być ta zima
Milkshake jest urocza- niestety oberwała w transporcie, czekanie w donicy też jej nie pomogło. Posadziłam, bo uznałam, że lepiej będzie w gruncie pod korą, niż w donicy nagrzewającej się i przesychającej. Zmaltretowana jest i w tym roku nie będzie zbytnia ozdobą..mimo to cieszę się, że ją mam!
Cieszę się, że akurat o te wrzosy pytasz...bo to jedyne, które kupowałam po imieniu.
Wszystkie inne opisane były jako "wrzosy"
Te żółte to Firefly..i to chyba takie same, które kupowałam rok temu bez nazwy.. przebarwienia się zgadzają i kolor kwiatów.
Te z zeszłego roku teraz wyglądają tak, jak na zdjęciu poniżej- czyli tak samo jak nowo zakupione Firefly
koniec listopada
koniec lutego
To co mi się w nich podoba, to że nawet jeśli nie kwitną to są bardzo ciekawą ozdobą i w dodatku zmienną w ciągu roku.
Krzyki w wątku Hani już przeczytałam
Nie martw się- ja się serio dobrze czuję! Jeśli jest mi za gorąco albo źle, to koczuję w domu- nie pracuje przecież do omdlenia!
Szałwii lekarskiej nie mam bo chyba mi się nie podobają wysokie..tak mi się wydaje. Podoba mi się odmiana Marcus- taka fajna kompaktowa, której od niedawna jestem szczęśliwą posiadaczką
Cyguś jest właśnie takim rozbawionym dzieckiem..i to jest takie urocze. Patrzę na niego i sama do siebie się śmieję..ile w nim radości, ciekawości, psotnik z niego i chwilami dosłownie widać, jak z iskierką w oku szuka, co by nabroić. Dzis pojechaliśmy do Mamy..lubi tam jeździć, ma starszego kolegę i w ogóle dobrze się tam bawi. Biegał po domu uśmiechnięty- z otwartym pyszczkiem pokazywał dolne ząbki..i nie było to absolutnie ziajanie..wyglądał, jakby się uśmiechał szczerząc zęby, z radosnymi oczkami i rozmerdanym ogonem
Patrzenie na takiego radosnego psiaka jest bardzo fajne- cieszę się, że ma takie szczęśliwe dzieciństwo i mam nadzieję, że wyrośnie na dzielnego psiaka.
Dzis zebrał sporą pochwałę od mojej Siostry- wyjechaliśmy na chwilę z Mamą do sklepu, a psiaki zostały z Siostrą.. Cyguś grzecznie położył się spać i tylko zerkał, czy Siostra siedzi..bez ujadania, rozpaczy itp DObrze, że jak na razie udaje mi się chyba unikanie tzw lęku separacyjnego.czyli czegoś, z czym u Zakusia miałam ogromny problem..a Zakuś bardzo cierpiał, rozpaczając.. Ile się ta psina nadenerwowała, tracąc mnie z oczu.. Cieszę sie, że pod tym względem Cyguś jest spokojniejszy i normalnie przyjmuje fakt, że czasem musi poczekać beze mnie. Jak Mąż trzyma go na kolanach a ja sie kręcę, to wodzi za mną wzrokiem, ale moje wyjście przyjmuje spokojnie- Zak w takich chwilach sie wyrywał, ujadał, skomlał bardzo. Szkoda strasznie było mi tej rozemocjonowanej psiny i nijak nie udawało się uspokajanie.
Gosiu- pozdrów ode mnie Toskanię i wrzuć do jakiejś fontanny monetę w moim imieniu, może kiedyś pojadę
U mnie na rabatach pierwsza doba po przeprowadzce, wszystko- odpukać- wygląda dobrze.. Ale csiiiii, nie zapeszajmy
Udanego wypoczynku
*******
Dziś po powrocie do domu zrobiłam małe przemeblowanie, na mini wrzosowisku pojawiły sie nowe nabytki
Mam nadzieję, że to wersja ostateczna tego miejsca
jesienią powinnam pomyśleć o krokusach w to miejsce i to byłoby na tyle.
Zmykam..nieszczęśliwa, bo to koniec urlopu
a pobimbałabym sobie jeszcze trochę..