Martulu, cóż z tego, że tyle innych roślin, skoro myśli różane tłuką się po głowie. Zakupy różane odkładamy na jesień, prawda? Bo teraz, to kupimy to, co się nie sprzedało jesienią... Ale pomarańczowy szpaler pozostaje poza możliwością wykonania... Może
w tą stronę? Ta róża jest znacznie bardziej urokliwa niż na tych fotkach
Aniu, bo w maju jak w raju... Ech, jeszcze troszkę musimy poczekać
Goś, mazus już zimował, ale co to była za zima... Lekki mróz i śniegu było. Zajął pewnie koło metra kwadratowego, wliczając ekspansję na trawnik. Fajny maluch
Magdo, Tomku , ależ Wy macie wymagania
Takie rzeczy, to nawet w erze nie
Dzięki za pomoc Dorotko - Veilchenblau to świetny kandydat na miejsca ocienione w porze największego nasłonecznienia. Tak w ogóle, to na 'patelni' może i więcej pąków kwiatowych, ale kwiaty bardzo szybko przekwitają( zwłaszcza na lekkich glebach... ech). Mój krzak doszedł do czterometrowych pędów i ... po tej mroźnej zimie się nie obudził. Fotki nie mam pod ręką.
Jako model zastępczy biorę pod uwagę ( czego i Wam życzę
)
takie cudo tą różę znam tylko z opowieści. Ale dobre to były opowieści.
Pomyślcie też o Ghislaine de Féligonde - dobrze radzi sobie w miejscach o mniejszym nasłonecznieniu, ale u mnie na patelni też daje radę, tyle..., że gubi wybarwienie tonacji żółci/łososia/pomarańczu. Zdrowotność i mrozoodporność wydają się bardziej niż zadowalające
No i powtarza kwitnienie, mniej obficie, ale w lepszych tonacjach z racji chłodu. Pędy są niemal nagie, co nie jest bez znaczenia...
Pozostając okolicach hm... jajecznicy
to pod rozwagę warto wziąć Lykkefund. Ma jedną wadę - kwitnie raz. Ale ma też zaletę pędy prawie bezkolcowe i naprawdę zaskakująca zdrowotność. Nawet mszyce nie bardzo w niej gustują, co dziwi mnie ogromnie.
Lukkefnd z pewnością przetrwa mrozy, GdF i PB powinny dobrze sobie poradzić, więc dają nadzieję, że na pergoli coś się będzie działo. A jak się będzie działo, to słusznie ostrzega Dorotka, że dwie róże to może być nazbyt wiele.
To co, myśleć dalej?