Witam serdecznie przemiłych gości- dziś znów spędzamy wspólnie wieczór przy kominku
Uczę się palić w kominku- niby rozpalać umiem, włożyć drewno, to też żadna filozofia..ale zrobić to sensownie, żeby para nie poszła w gwizdek..
Uczę się metodą prób i błędów, ciekawe tylko, czy będę umiała wyciągać wnioski z obeserwacji.
Do tej pory moje doświadczenie opierało się na otwartym kominku w leśniczówce, piecach kaflowych w domu na Mazurach oraz na kominku u Rodziców, który miał czarne wnętrze i szyber do obsługi.
Obecnie nasz kominek na 2 wajchy- szyber i dolot powietrza z zewnątrz. Całe szczęście, że tylko dwie, bo i tak nie ogarniam
Trochę łapię co do czego służy- szyber po rozpaleniu przymykam, żeby ciepło nie uciekało kominem, a zostawało w domu. Ogień zmniejszam dolotem- to zdaje się służy do wolniejszego spalania, bardziej kalorycznego..?
Robię też obserwacje, co robić, żeby szamot robił się biały- od palenia szybko sie kopci, czasem udaje mi się go częściowo wybielić, czasem nie. Muszę się przyjżeć dokładnie, co go kopci, a co oczyszcza.
Jeśli ktoś ma ochotę podzielić się swoimi doświadczeniami- co jak przesuwać, otwierać, zamykać- będę wdzięczna!
U Mamy kominek na tylko szyber i jest żeliwny- tu dodatkowa komplikacja dla mnie, to dolot powietrza i niestety już nie biały szamot. Pracuję nad rozgryzieniem metody palenia, ale gdyby ktoś chciał mi nieco skrócić naukę..
Ogrodowo nie dzieje się nic- jest tak paskudnie zimno i wietrznie, że chyłkiem przemykam sie do samochodu, a przez okno podziwiam krzewy, które w tej zimnicy mają jeszcze siłę trzymać jakieś liście na gałęziach. Nawet jeżówka ma 2 dośc świeże kwiaty- twarda sztuka!
Dziś się zastanawiałam, jak ja dam radę posadzić iglaczki, czekające na zrobienie kostki- może zanosi się na jakieś ocieplenie w listopadzie..?
Dziś w B kupiłam plastikową podkładkę, która może służyć jako ociekacz dla kaloszy, albo podkładkę pod psie miski. Na razie efekt jest taki, że Zak boi się na nią wejść- staje z boku, delikatnie wchodzi przednimi łapami i tak sięga do stojących misek, że tylne łapki z boku, poza obrębem podkładki. Stawiałam go całego na niej, ale szybko tylne zestawia na bok.
Czysta ekonomia-
wolniej i mniej zje, a i wodę ostrożniej pije. Pewno szybko się z nią oswoi- na razie nie chce na tym stawać, więc mniej łapczywie wszystko używa. W kuchni jakby czyściej
Martuśka- Twój psiak nie wskakuje na meble
Zakuś sobie to prawo wywalczył. Mój poprzedni psiak nie miał prawa wskoczyć na kanapę czy fotel, za to spał ze mną w łóżku- ku rozpaczy Mamy..
Zakuś uważa, że wszystkie kanapy, koce i mój szlafrok należą do niego. Na łóżko nie wskakuje, bo Mąż mu zabrania. Tutaj w ogóle do łóżka się nie pcha. Jak mieszkaliśmy u Mamy, to przy Mężu nawet łapy nie położył, za to jak P wychodził do pracy, to Zak od razu się zapraszał- najczęściej na P poduszkę
Jakoś nie umiałam mu zabronić
Czytałam sporo nt konsekwentnego wychowania- że albo wolno..albo nie. Zak doskonale wiedział, co przy kim można robić. Często spał przy mnie w nogach łóżka, a jak tylko słyszał P kroki na schodach, to pędem biegł do legowiska- jak P wchodził do pokoju, to Zak płasko leżał w legowisku i wyglądał, jakby tam był od co najmniej godziny
Raz przysnął zbyt mocno i P wparował do sypialni, przyłapując nas na gorącym uczynku. Zak- jak wąż, zsunął się z łóżka, drogę do legowiska pokonał z brzuchem przy ziemi i potulną miną, po czym wsunął się do legowiska- spryciarz. Mąż tak się ubawił tym widokiem, że zamiast wkurzyć się na spanie na jego poduszce, jeszcze długo śmiał się z nietęgiej miny Zakusia, przyłapanego na zbrodni.
Haniu- dobra pogoda na sobotę będzie miłym dodatkiem- niestety jakakolwiek by nie była, jechać muszę. Święta bardzo melancholijne, jednak mają w sobie to "coś". Oczywiście paskudna pogoda nie pomaga, ale jest w środku jakieś poczucie, że mogę zrobić chociaż tyle, że posprzątam pomnik, zapalę znicz.. Zabrzmi to dziecinnie, ale może najbliżsi siedzą "na chmurce" i zerkają, czy ktoś ich odwiedza..?
Zakuś, jeśli uważa, że jest za mało głaskany, to sam wskakuje na fotel i wpycha pyszczek pod rękę- ot, taki dział PR na własny użytek
Sierść na łapkach między poduszeczkami ma wycinaną w miarę regularnie- mało to jednak daje.
Bardzo jestem ciekawa roślinnych zakupów- zdradzisz swoje plany..
?
Agnieszko- pogoda dziś była paskudna, przyznaję. Do pracy musiałam przejśc od samochodu kilka kroków, a mimo to zmarzłam okropnie. Pierwsza pacjentka podniosła mi trochę ciśnienie, to od razu cieplej się zrobiło
Nie chcę myśleć o zimie, śniegu, mrozie.. Chociaż odnoszę wrażenie, że jak nie ma wiatru, przejmującego do szpiku kości, to jest znośniej.. Mimo to liczę na łagodną zimę!
Gapcio leży na kanapie obok mnie.. chociaż czasem, biorąc pod uwagę kto ile miejsca zajmuje- zastanawiam się, czy to przypadkiem nie ja siedzę obok niego
Teraz wieczory spędzam na rozgryzaniu kominka- co zrobić, żeby się nie kopciło wnętrze. Chyba powoli załapuję, ale to się jeszcze zobaczy.. Ech..trzeba było kupić czarny w środu- o ile mniej problemów by było, takich z gatunku techniczno-kosmetycznych
Wspominasz o bzozach- te z Twojego ogrodu uwielbiam- takie już dostojne, a jednocześnie cień dają delikatny, ażurowy. Cieszę się, że u nas też posadziliśmy, bo to moje ulubione drzewa. Na dalszych miejscach plasują się klony.
Myśl o tendencji brzóz do przewracania się usilnie od siebie odsuwam
Kamień w ogrodzie- u Ciebie jest niezwykle elegancki! Subtelny, bo nie żółty. Jako że ja mam charakter sroki, to chyba nie umiałabym spokojnie zrobić. Aż dziwne, że w "salonie" mam szaro-beżowo, bez czerwonych i żółtych dodatków
W ogóle w domu nie mam nic czerwonego.
Gosiu- serdecznie dziękuję za zaproszenie
jednak to wieksza delegacja będzie. Jadę ja z Mamą i zabiera się z nami jeszcze Ciocia- dziś się potwierdziła. Z tak silną grupą nie śmiałabym pchać się w gości!
Okolice Płocka to tak oględnie napisałam- dokładnie Gąbin jest naszym celem.
Ile razy sobie obiecywałam, aby przy okazji wyjazdu wiosennego na groby sprawdzić na mapie, czy nie dałoby sie przejechać przez Szmita
Kasiu- bardzo mi miło było przeczytać Twoje słowa.
Ja tu trochę ględzę czasami- ale co robić, jak niekiedy myśli same płyną..?
Mówisz więc, że snując opowieści o moim stanie ducha nabieram ludzkiej twarzy
Czasem nachodzą mnie różne wątpliwości- czy to osobiste, czy zawodowe. Ciężko jest, gdy wydaje mi się, że tylko ja doszukuje się jakiś problemów, podczas gdy inni ich nie mają.
Pamiętam, jaką ulgę poczułam, jak kiedyś się z koleżanką w pracy zgadałyśmy o różnych swoich wątpliwościach zawodowych- z jaką radością i lżejszą duszą obie ruszyłyśmy do pracy, gdy ustaliłyśmy, że każda na podobne przemyślenia, wątpliwości, rozterki.
Każdy inaczej działa- to oczywiste.. ja tak mam, że lżej mi jest ze świadomością, że inni też borykają się z wątpliwościami. Najgorzej, gdy wszyscy nadrabiają miną i udają twardzieli- wtedy odnoszę wrażenie, że ja się do tego świata nie nadaję, bo za miękka jestem
Wracając do ogrodowych tematów- Kasiu, Ty masz wątpliwości?! Kurczę- posadzisz 3 trawy, 2 kwiaty i od razu wygląda to jak kompozycja zrobiona ze smakiem, do tego zrobisz piękne zdjęcia, które urzekają. Jak sobie przypomnę te ślimaki płynące w trawie
U mnie, co bym nie zrobiła- to ciągle są 3 trawy, rosnące obok 2 kwiatów
Dziękuję za ciepłe słowa nt murków, ja obecnie jestem w fazie zniechęcenia. Naoglądałam się zdjęc kamieni ogrodowych i łapię się za głowę, co mi za pomysł z tym żółtym strzelił.. Zauważam jednak gdzieniegdzie zarastanie mchem, co bardzo mnie cieszy. Z czasem murki może nabiorą wyrazu.
W sumie je lubię a chwilami nawet mi się podobają, tylko teraz taka paskudna pogoda, że jakoś wszystko mniej się podoba, a żółte murki biją po oczach
. Obecnie najbardziej łaskawym okiem zerkam na kołdrę puchową i koc
Brukarz ma wchodzić we wtorek rano- o egzotycznej, jak dla mnie, 7 rano.. Co oznacza, że wstać muszę ok 6tej
Zaznaczyłam we wtorkowym grafiku, że później przyjadę. Komentarz rejestratorki- że chcę sobie troszkę dłużej przed pracą odpocząć- bezcenny. Się naodpoczywam, od 7 biegając po "mrozie" z brukarzem dookoła domu. W pracy zazwyczaj siedzę do 20-20.30, to będzie dłuuugi dzień.
Mimo to nie mogę się doczekać- niech już się zacznie!
W poniedziałek dzwonimy jeszcze go potwierdzić, ale na wszelki wypadek z Mężem na niedzielę zaplanowaliśmy naradę w sprawie wzorka i lokalizacji światełek.
Schody wejściowe cieszą nieustannie i to bardzo! Obecnie glazurnik układa balkony, ale one zupełnie nie wzbudzają we mnie emocji.
Za to schody- oj, wszyscy wiedzą, jak to było
Z prac, jakie nas czekają sądzę, że największą radość będę miała z kostki. Spore emocje spowoduje też zakup lodówki i zrobienie tarasu. Reszta też cieszy, ale bez "motylków w brzuchu"
W niedzielę minie pół roku od naszej przeprowadzki- szybko zleciało!
Pozdrawiam serdecznie, bo już 3 dawno minęła, a ja siedziałam i gapiłam się w ogień. Czasem się okazuje, że człowiek z jaskini jeszcze nie wyszedł, a jedynie tylko nieco inaczej ją urządził