Ewelinko, ależ oczywiście, że dla Ciebie.
A co Do Bordure Rose to tak do końca nie wiem co mam., a co za tym idzie, jakiej wielkości ma kwiaty i jaka ma być wielkość docelowa krzewu. Jeszcze u mnie nie kwitła..... to jedna z róż Kasi - Robaczka, osobiście przez nią sadzona.
Z tą różą też jest niezłe zamieszanie, bo prawdą jest, że ze stajni Delbarda wyszły dwie Bordure Rose ...... jedna w 1971 roku, a druga w 1993. Jedna pod nazwą DELcoussi druga jako DELbara. Help podaje je jako nazwy synonimiczne, a Rosebook przedstawia je już jako dwie różne róże. Ot, kolejna różana zagadka, która domaga się rzetelnego śledztwa.
MaGosiu, nie mam photoshopa, a kwiatki Ci pachną, bo pewnikiem masz komputer najnowszej generacji. Jeśli zaś chodzi o lakier na liściach to chyba do czegoś muszę się przyznać.
Kilka dni temu robiłam oprysk z sody i oleju (tu użyłam takiego po frytkach
) i one takie lśniące bo chyba z tym olejem przesadziłam.
Niemniej oprysk zadziałał i nowe listki z plamistością na Fairy już się nie pojawiają, a i mszyc na innych jakby mniej.
Wiesiu - Piku,zapraszam tak często jak tylko będziesz miała na to ochotę. Rosa Glauca to u mnie maleństwo jeszcze ale wierzę, że będzie z niej pociecha w przyszłości.
Aniu -czar_na, dziękuję. Myślę, że efekty to ocenisz dopiero jak u mnie się zjawisz (bo wierzę, że tak) i wtedy, z całą pewnością zrewidujesz swoje wyobrażenia o Piaskownicy i sprawiedliwszym okiem spojrzysz na własne włości.
Aniu - Sweety, zaczęło się i...... stanęło w miejscu .
Pogoda siadła, a temperatury mam marcowe i do tego starszne, zimne wiatrzysko. Piękny okaz Glauci widziałam u Dany ...... ale Ty pewnie też.
Siberio, olej z frytek wystarczy.
============================================================================================
Jak już pisałam Ani, pogoda w Borach pod psem, 10* z haczykiem i słońce ktoś zwinął i nie chce oddać. Niby coś grzebię w piaseczku ale co chwilkę wpadam do domu na rozgrzanie. Posadziłam wreszcie pod drewutnię clamatisa Mme Julia Correvon, który rósł w donicy i był już o wiele wyższy ode mnie.... nawet pąki zdążył zawiązać. Namęczyłam się z nim upiornie ale nie złamałam nic...... sukces panie.... sukces.
Wszystkie hortensje dostały po słusznej porcji wermikompostu, a róże po garstce nawozu długo działającego. Hosty podlałam humusem z naszej małej hodowli dżdżownic kalifornijskich. Gnojówka z pokrzyw już od kilku dni czeka na wykorzystanie. Może dziś wieczorem jak troszkę wiatr ustanie. Nie mogę się tylko zdecydować czy zrobić oprysk dolistny czy załatwić sprawę doglebowo. A tak w ogóle to jak długo może stać taka przefermentowana gnojówka? Ktoś wie?
Nowych kwitnień u mnie niestety nie ma. Pąki stanęły w miejscu i nie zamierzają się otwierać.
Tereska w takich warunkach zmieniła nieco kolor i cukierkowy róż zaczyna wpadać w fiolety. Za to zapach zrobił się baaardzo intensywny i wyczuwalny z większej odległości.
Zapączkowane Edeny czekają na lepsze czasy.
Maleńki Lykkefund pomimo psich zaczepek naprodukował całą masę pączków.
Lidlowska, zawoskowana Maria Ttheresia po roku wegetacji zaczyna nowe życie i co rusz wypuszcza tłuste, zdrowe pędy.
Comte de Chambord coraz śmielej pokazuje kolor:
Piękny krzew zbudowała, sadzona jesienią, jedna z dwóch moich Austinek - Jubilee Celebration
Kilka pączków już "puszcza farbę".
A śliczny, delikatny bodziszek co rusz otwiera nowe dzwoneczki.