To jeszcze poranny spacer - znów będzie tego trochę ale Synu wniósł petycję rodzinną o limit dla mnie do 50 zdjęć dziennie więc idzie ku lepszemu
Doniczkowo
I też doniczkowo - niormalnie ale frajda
Moje cudo - rosnąca przy tarasie w cieniu olbrzymiego alchymista Jubilee Celebration - wiem, że stanowisko może nie najlepsze ale nie przesadzę. Lubię ją oglądać z bliska. Niestety jest to jedna z tych angielek co pędziki ma cinkie a kwiaty duże i ciężkie i zwis gwarantowany
A skoro o Alchymiście to mam jeszcze i jego - większość kwiatów przekwitła ale wciąż rozwija pojedyncze pąki - kwitnie u mnie od 25 maja
i zdjęcie z 22 czerwca - 1 z pędów mniejszego krzewu.
A jak Alchmist to i jego towarzysz - purpurea plena elegans pierwsze kwiaty - szkoda tylko, że się praktycznie mijają z kwitnieniem ale trudno
A teraz okolice pergoli - bodziszek, kupiony jako salome ale raczej nim nie jest
I rosnąca nad nim New Dawn - nędzna w tym roku po jesiennym przesadzeniu 3 m krzewu ale i tak jest okejos
No to jak pergola to .... oprócz błekitnego nieba tylko Veilchen mi potrzeba
I może jeszcze Heidi rosnącej w jej cieniu
A tuż obok, za bodziszkiem szykuje się hortensja ogrodowa - 1 z 3 które mam.
cdn
A z krzesełek pod pergolą można zerknąć na rabatę z żołto-pomarańczowymi różami i liliami -dzisiaj lilia - tiger babies - zajefajna
I trochę skowronka też widać
Po drodze z domu do pergoli spoglądamy w prawo i sycimy oczy widokiem, którego za chwilę już nie będzie jak róże przekwitną
I ciągle w lewo ale stojąc między skowronkiem a oczkiem
A tuż przed nami hair ...tylko coś te włosy krótkie i zmierzwione w tym roku
Kilka kroków pod górkę po skarpce i mijamy tawułę, którą przez 3 lata bezlitośnie cięłam w kulkę pozbawiając się widoku tych cudnych kwiatów
I stajemy przed rabatą z asprinami
cdn
a rabata ta obwiedziona jest lawendą - to ta z OBI, podobno Hidcote Blue ale kto ich tam wie - w każdym razie uwielbiam tą lawendę
Kilka kroków żwirową ścieżką i mijamy Angelę, która nie może się zdecydować czy przekwita czy nie
I dochodzimy do Edenów ...tu chwila na "sweet focie"
I rzut oka na aspiryny
cdn
i wychodzimy póki jeszcze się da na trawkę
Kilka kroków dalej wrzosy szykują się na jesienny spektakl
Rzucamy okiem przed siebie, póki jeszcze jest na co popatrzeć (kocimiętki już wycięte i zdłamszone przez nie róże odetchnęły z ulgą na chwilę, smętnie wiszący z trejaża Jackmanii zostanie wyprowadzony na ludzi tylko Chłop wróci bo ja z niskopiennych, a na drabinę nie będę teraz włazić bo jeszcze wytrąbię)
O taki Leoś na ten przykład...cały czas się trzyma skubany (za nim Reine Victoria dochodzi
)
cdn
No dobra, zrywamy się szybciej bo się spalimy na słońcu. Mijamy szybkim krokiem trawy - dzisiaj nie będą aktorami pierwszego planu. Tylko krótki przystanek żeby powzdychać nad pędzącym nieubłaganie czasem ..rozchodniki się szykują
Rabatę piwoniową omijamy wzrokiem nie chcąc zakłócić spokoju odpoczywających piwonii wpadając na młodziutkiego krwawnika (sorki - ale pierwszy i jedyny u mnie i się ekscytuję)
Mijamy kratki zawładnięte przez summer snow'a ale zauważamy jednego z ostatnich kwiatuszków Gishlaine de Feligonde
I dochodzimy do nowej (tegoroczna) rabaty (tej jeszcze nie pokazywałam) - niewiele widać ale tu niespodzianka - róże
są też lilie - pearl jessica nad tip top i przed elmshornem - cóż za dobór kolorystyczny
biegniemy szybko do końca rabaty zerknąć na sonneschirm i abrahama (ten też sponiewierany, 4 lata i co roku przesadzany)
I pod trejażem z białymi olbrzymkami zmierzamy w kierunku domu po drodze mijając tuscany superb
cdn
potem sharifkę i strawberry hills
na resztę nie patrzymy bo albo same liście już albo do obcięcia kwiaty albo nic ciekawego...ale kątem oka zauważamy, że Mrs Cholmondeley się zebrało na kwitnienie - aż 1 (słownie jeden) kwiat - ale jest !
Potem biegiem pod łuczkiem z Veilchen bo aż roi się od bąków i zwrot na Bonica
i ostatni na dzisiejszej trasie, który się rzucił w oczy - tea clipper.
Docieramy do tarasu i koniec wycieczki. Czas wracać do bardziej przyziemnych zadań.
miłego popołudnia i wieczoru