„W lipowe kwiaty, w lipowe liście
Próg ustroiłem na Twoje przyjście.
Jabłkami, winem, jako przy święcie,
Stół zastawiłem na Twe przyjęcie.”
L. Staff „Przyjście”
Są w roku takie dni, lipcowe dni, podczas których wstaję bardzo wczesnym rankiem, przed godz. 6.00 i czuję całą sobą ciepło, słońce, zapach skoszonej trawy, rześki powiew zachodniego wiatru – o tej porze jeszcze całkiem przyjemny … zmęczenie wywołane ostatnimi upałami ulatuje podczas takich nocy, jedynie ptaki są teraz bardziej ciche, jakby osowiałe … poidełko na trawniku przed kamienicą przeżywa oblężenie;
Łyk wieczornej, a więc zimnej kawy szybko stawia mnie na nogi – temperatura szybko będzie piąć się w górę, a w pewnym wieku
należy być ostrożnym … zwłaszcza jeśli na ogrodzie planuje się kontynuację prac wod – kan i – co najważniejsze – ratowanie spragnionych roślin … sprawnie pakujemy niezbędne płyny, pokarmy i psiska – ruszamy.
Ogród weekendowy jest ogrodem wymagającym … śmiem twierdzić, że najbardziej odczuwam to właśnie podczas długotrwałych upałów, a niestety nie zawsze mam siły i czas, aby odwiedzić moich zielonych przyjaciół w ciągu tygodnia; dlatego między innymi postawiłam na roślinki, które wybaczą mi kilkudniową nieobecność i dzielnie stawią czoła przeciwnościom i anomaliom natury; inna sprawa, że czasami nawet takim tytanom przetrwania zdarza się chwilowe … zasłabnięcie
Po wtargnięciu w trybie nagłym na działkę, z ulgą stwierdziłam, że większość „przeżyła” … najbardziej ucierpiała posadzona przed 3 tygodniami paproć onoklea – z kilkunastu „pastorałków” rozwinęły się dorodne, soczyście zielone liście – w tej chwili są w opłakanym stanie, ale !!! po dwudniowej reanimacji przeprowadzonej w 4 etapach odzyskały turgor, aczkolwiek większość przejawia objawy zasychania …. nadzieja jednak jest – spod ziemi gramolą nowe pastorałki
Mała owocowa dygresja – udało mi się, mimo powłóczenia nosem wieczorową porą po pracy, wykonać kilka butelek soku z malin – pyszny, pachnący sok będzie idealnym „panaceum” na jesienne i zimowe spadki formy i przeziębienia.
Druga wiśnia dostarczyła spory koszyk owoców, zebraliśmy pozostawioną łaskawie przez ptactwo garść czereśni, agrest i porzeczki jeszcze muszą trochę poczekać i nabrać więcej słodyczy, a boróweczki powoli, powoli nabierają kolorków
Ale do rzeczy
Sobota w c a ł o ś c i upłynęła na podlewaniu: konewką i zraszaczem – nie przeliczę ile razy przemierzyłam niewielką przecież powierzchnię ogródka w tą i z powrotem, wzdłuż i wszerz, a nawet w poprzek
; Adam natomiast walczył z materią cementową, drewnianym rusztowaniem i niespotykanym dotychczas upałem, mając do dyspozycji tylko saperkę, kastrę, wiertarkę, śrubki, gwoździki i hektolitry wody. Wybawieniem okazał się leciutki zefirek, który łagodził skutki 36 stopni w cieniu; psiska, otumanione temperaturą radziły sobie na wszelkie możliwe sposoby, ale najbardziej pomysłowy okazał się Figutek – ze stoickim spokojem wyszukiwał świeżo podlane miejsca, w których z lubością wykopywał dołek, który następnie anektował … w ten sposób kilka roślinek straciło fason
Dół Adama
- coraz bliżej do bieżącej wody ...
Figutkowy dołek - ciasny, ale własny
Ani przemykające jaszczurki, ani ptaki zażywające kąpieli, ani nawet uratowana żaba nie wzbudziły żadnego zainteresowania, w przeciwieństwie do spadających z drzew ( w więc z „nieba” ) czereśni , albo okruszków ze stołu
No, może nie jest to "okruszek", ale "okruszysko", do którego nasze czworonogi wznosiły swoje psie modły - boczek wędzony w Adamowej wędzarni
Wystarczyło kilka naprawdę ciepłych dni, abym nareszcie ujrzała długo wyczekiwany wzrost dyniek … wszystkie mają sporo pąków kwiatowych,
- tu wśród nagietków i ogórecznika
- a tutaj obok melisy i rukoli
Cukiniom natomiast przydarzyły się już owoce … z tymi ostatnimi przeżyliśmy zabawny hmmmm... incydent; otóż jak pamiętacie, posadziłam trzy sadzonki cukinii – jedna z nich wyraźnie ociągała się z podjęciem rozwoju, zakwitła nawet znacznie później niż obie sąsiadki … powiem więcej : zakwitła inaczej
Oto co „urodziło” się na grządce …
Cukinia "właściwa"
Cukinia "rzekoma"
- sprawiła nam mnóstwo śmiechu i radości ! - okazała się ogórkiem
Dzisiejszy dzień nie należał, niestety, do przyjemnych – w sensie pogodowym … mimo że słońce schowało się za cienką warstwą chmur, a temperatura wędrowała równie szybko w górę, jak wczoraj, to kompletny brak wiatru i wszechogarniająca duchota wygoniły nas z ogrodu już po godz. 15 …. obawiałam się zwłaszcza o naszych Starszych Panów, a i dziewczynki ledwo dyszały. Niedzielę poświęciliśmy podlewaniu ( no tak, a czymże innym ? ) ale już ze smakowitymi dodatkami: do wyboru było kilka deserów: Florovit, nawóz do borówek, biohumus, pokrzywówka ( ten aromat jest szczególnie …. „apetyczny” podczas upałów właśnie ).
Przed porannym podlaniem powędrowałam z koszyczkiem na ziołowe żniwa; raniutko, kiedy słoneczko jeszcze nie grilluje wszystkiego dookoła, a jedynie osusza listki i kwiatki po chłodniejszej nocy, ziółka zbiera się najlepiej – teraz właśnie mają najwięcej zbawczej mocy
W koszyku ułożyłam troskliwie te kwiaty nagietka, które pospieszyły się z otwarciem przed ciepłym dotknięciem słonecznej tarczy, liście żywokostu, przywrotnika, szałwii lekarskiej, kilka gałązek tymianku właściwego, delikatnie ścięłam pędy mięty i kilkanaście wiotkich gałązek brzozy,
ręka drgnęła, kiedy wyciągałam ją w kierunku kwitnącego dziurawca, ale … żal mi się zrobiło tych wszystkich pszczół i innych „bzyków”, które jak w narkotycznym transie urzędują w tym moim ziołowym zakątku: kwitnie oregano, hyzop, dziurawiec, tymianki, jeszcze złoci się lubczyk, szaleją szałwie omszone i kocimiętka, przywrotnik i jakieś dziwne, małe kwiatki, których nie znam
Pomożecie
?
… wszystko bzyczy, fruwa i w pyłkowych spodenkach uwija się jak – nomen omen - w ukropie ;Chwilę później zagłębiłam się w brzozowy zagajnik tuż obok ogrodu i przemyciłam stamtąd spory pęczek znalezionego przypadkiem skrzypu i dwa okazy glistnika jaskółcze ziele.
Mmmmm, będzie się działo
w każdym razie macerat z płatków nagietka już nastawiony i w spokoju wyleguje się na parapecie, tuż obok żywokostowego.
Na marginesie: znalazłam bardzo smakowicie wyglądający przepis na kwiatowy ocet, idealny na upalne dni zarówno do sałatek i surówek, jak i do ugaszenia pragnienia ( po dodaniu odrobiny miodu )
Ocet kwiatowy
1/2 litra octu jabłkowego ( najlepszy byłby oczywiście domowej produkcji, ale … niekiedy możemy iść na łatwiznę
)
1 część kwiatów lawendy
3 części płatków róży
1 część goździków ( przyprawy ) i rozmarynu
Roślinki umieszczamy w przezroczystym słoju, zalewamy ciepłym ( !!! ) octem, mieszamy i odstawiamy w ciepłe miejsce na kilka – kilkanaście dni – w zależności od gustu i intensywności smaku naszego octu.
W identyczny sposób postępuję w przypadku sporządzania ziołowych olejów – warunkiem jest olej/oliwa dobrej jakości, a zioła …. dobieramy według własnego uznania – macerujemy je około 2 tygodni w ciepłym, słonecznym miejscu.
Hmmm …. przydałoby się trochę kwitnień czy czegoś w tym rodzaju … za wiele tego nie mam, ale … z ogromną radością przedstawię „co w Adasiówce piszczy „ -- Czarodziejska Furteczka, poskrzypując, serdecznie zaprasza Miłych Gości ...
Trochę monochromatycznie się zrobiło ... następne odsłony będą bardziej kolorowe - obiecuję