„Gdy słońce Raka zagrzewa,
A słowik więcej nie śpiewa,
Sobótkę jako czas niesie,
Zapalono w Czarnym Lesie”
J. Kochanowski
„Pieśń świętojańska o sobótce”
Nie szukałam kwiatu paproci, nie plotłam wianka ze zbóż, a Adam nie skakał przez płomień ogniska
Za to z całą świadomością, jak na młodą zielarkę przystało ( a także za namową
Alinki ) zaczęłam zgłębiać staropolskie tradycje wykorzystywania ziół, które mam przecież pod ręką – we własnym ogródku.
Jak już wcześniej wspominałam, na pierwszy ogień moich wiedźmowych praktyk poszedł kwiat
mniszka, z którego uwarzyłam syrop na jesienno-zimowe przeziębienia, traktując go także jako środek na wzmocnienie odporności.
Następnie, w połowie maja, razem z pełnym poświęcenia Adamem, ogołociliśmy kilkanaście gałęzi
sosen z młodziutkich przyrostów, aby na ich bazie sporządzić syrop piniowy, pomocny przy kaszlu i zapaleniu gardła.
Od wczoraj natomiast, w sporym garncu dojrzewa przyszły syrop z
kwiatów czarnego bzu; do jego produkcji potrzebujemy około 25-30 dorodnych baldachów, zebranych w suchy dzień, ostrożnie, aby nie uronić cennego pyłku. Po upewnieniu się, że wszyscy dzicy lokatorzy zdołali bezpiecznie opuścić bezpieczne dotychczas schronienie, delikatnie odcinamy wszelkie zielone pędy z kwiatostanów ( powodują goryczkę otrzymanego napitku ), układamy w dużym naczyniu i zalewamy wrzącym syropem ugotowanym z 1 l wody i 1 – 1,2 kg cukru. Do tak przygotowanego płynu dorzucamy plasterki z połówki cytryny i sok z drugiej połówki. Całość zostawiamy w chłodnym miejscu na 2 dni, od czasu do czasu mieszając, po czym zlewamy do słoiczków i pasteryzujemy.
Idealny napój zarówno na upalne dni – jako dodatek do oziębionej, miętowej herbaty lub zimą – w połączeniu z gorącą herbatą z cytryną lub z sokiem z pigwowca zabezpieczy nas przed infekcjami i przeziębieniami.
Zapach syropu z kwiatów hyćki jest bardzo charakterystyczny … nie każdemu może odpowiadać … dlatego dla uzyskania szlachetniejszego aromatu polecam dodatek właśnie cytryny, lub pomarańczy
Na kuchence wesoło buzuje odwar ze
skrzypu – część tego ziela przeznaczyłam na suszenie – w zacienionym, przewiewnym miejscu suszy się kilka pęczków, aby później wykorzystać je albo w postaci herbatki, albo płukanki do włosów. Ze względu na dużą zawartość krzemu i potasu jest to idealne ziółko nie tylko dla naszych kości, stawów, włosów czy paznokci … poprawia przemianę materii, pozytywnie wpływa na stany zapalne dróg moczowych, przyspiesza gojenie ran i złamań, a także korzystnie działa na stany zapalne spojówki i opuchliznę przemęczonych oczu. W tym celu warzę pozostałe kilka gałązek skrzypu, aby po ostudzeniu odwaru przelać go do silikonowych foremeczek do lodu i zamrozić, a wieczorem sięgnąć po taką ziołową kosteczkę i przetrzeć zmęczone powieki.
Odwar i herbatkę ze skrzypu gotujemy ( ziele plus woda ) około 30 min, aby dać szansę krzemionce przedostać się do wody.
Oczywiście, jak każde zioło, stosujemy z umiarem i rozsądnie
, nie przejmując się zabarwioną skórą ( po umyciu kolorek znika )
W zaciszu kuchennym, w niewielkiej szafce, troskliwie okryta czeka na swój wielki dzień spora butla oleju
żywokostowego; ganiając wczoraj po warzywniku, którego część przeznaczona jest na ziołowy zakątek, zerwałam trzy spore, przekwitnięte pędy żywokostu ( uwaga! łodyżki i listki są szorstkie, podobnie jak u ogórecznika ), pocięłam na mniejsze kawałki, umieściłam całą tę masę w słoju-butli i zalałam olejem rzepakowym tak, aby zakrył zawartość. Tak przygotowany „preparat”spędzi co najmniej 10 dni ukryty przed ciekawskimi spojrzeniami, a po upływie tego czasu zleję płyn nasączony dobroczynnymi substancjami i będę wcierać w szczególnie bolące i dokuczające części szkieletu
. Mam nadzieję, że nazwa „żywokost” będzie adekwatna do oddziaływania tego wspaniałego, choć lekceważonego ziela. Polecany jest również przy leczeniu trudno gojących się ran, zwichnięć, reumatyzmie, kojąco wpływa na zniszczoną i suchą skórę. Dla przyjaciół wszelkich bzyków nadmienię tylko, że kwiaty żywokostu, o pięknym, fioletowym kolorze, przyciągają mnóstwo pszczół i trzmieli
Tu: szorski i "kłujący" ogórecznik, w gotowości do kwitnienia; jestem ciekawa, czy i tym razem pojawią się - obok niebieskich - różowe kwiatki ?
Już niedługo, bo 24 czerwca, przypadają imieniny św. Jana Chrzciciela … podobnie jak ongiś, tak i ja uzbieram pęczek
dziurawca, starając się zerwać wierzchołki rośliny z żółtymi kwiatkami i kilkoma listkami ( obecność otworków w listkach świadczy o występujących tu olejkach eterycznych ), a potem umieszczę dziurawcowe skarby w słoju i zaleję olejem słonecznikowym. Odstawię w bezpieczne, spokojne miejsce na 6 tygodni, a kiedy ów czas minie, otrzymam gotowy specyfik na jesienno-zimowe depresje, spadki nastroju, płaczki i łezki oraz bezsenność. Wystarczy 1 łyżeczka dziennie
Zapomniałabym w innym, jakże przydatnym zielu, z którego nieocenionej pomocy mam zamiar skorzystać... w przyszłym tygodniu przecedzę „
pokrzywówkę”
co prawda nie będę używać jej osobiście, ale mam nadzieję, że roślinki na ogrodzie docenią nasz wkład w sporządzenie tej, jakże aromatycznej, mikstury … zapach jest porażający, wejście w upalny dzień do chlewiku to po prostu „pikuś” …
Na koniec chciałabym nawiązać do tematu wiśni, o których pisałam ostatnio; jak słusznie zauważyłyście:
Hiacynto,
Majeczko i Agusiu , drzewko mojej „sąsiadki” opanowała brunatna zgnilizna. Będę szczera – i ja walczyłam z tą chorobą przez trzy kolejne lata z rzędu; nie pryskałam jednak obu drzewek, tylko co roku, po zbiorze owoców, przycinałam długopędy o połowę, a młodziutkie o 1/3, a w sezonie wiosennym, obrywałam zasychające końcówki pędów i zamierające owoce. Nie przeczę, że do rozwoju choróbska przyczyniają się deszczowe i zimne maj oraz czerwiec. Coroczne przycinanie gałązek zaowocowało także większymi plonami, chociaż my akurat mamy tzw. szklanki – odmianę o drobnych, jasno czerwonych owocach, które nie nadają się do drylowania, a co za tym idzie na dżemy czy konfitury, ale ze względu na ogromną soczystość, wisienki te są doskonałe na soki czy kompoty.
Jeszcze na drzewku
I w wiaderku ...
Tym sposobem, zebrawszy z jednego, wcześniejszego drzewka 8 kg owoców, przystąpiliśmy dzisiaj wczesnym rankiem do produkcji domowego soku, korzystając z nieocenionej pomocy parowaru.
Lubimy słodkie soki, więc każde 3 kg owoców mieszałam z 1,2 kg cukru. Z całości otrzymaliśmy 8 półlitrowych butelek i 4 słoje a'900 ml.
W parowarze ...
Ustrojstwo jest nam bardzo pomocne przy robieniu soków; w tym sezonie będzie wykorzystane m.in. do wykonania soku z czerwonych porzeczek, ładnie które obrodziły, malin ( te, niestety kupimy na ryneczku ), aronii i czarnego bzu;
Młodziutka porzeczka biała, posadzona na jesień ub. r. jako patyczek, obdarowała nas jednym gronkiem
I uratowany przed kompostem sąsiadki ( ale innej, bardzo sympatycznej ) krzak porzeczki czarnej tzw. smrodyl
, taki typowy, prawdziwy; oprócz niego mamy także dwa krzaczki pienne;
Stara, powykręcana jak stuletnia babcinka wiśnia obdarowała nas w tym roku wyjątkowo hojnie, za co jestem jej bardzo wdzięczna... niestety, wiek sprawił, że powoli wybiera się TAM … chciałabym ją jeszcze uratować – ma dwie spore „dziuple”, które grożą wyłamaniem najgrubszych konarów, ale nie mam żadnego doświadczenia w leczeniu drzew …. w odległej przyszłości, jeśli Bóg pozwoli, jej miejsce zajęłaby także wiśnia, lecz odmiany typowo deserowej. Lecz do tego czasu, mam nadzieję, jeszcze daleko
Hanulko
Chwilowo na ogrodzie prace wod-kan czekają, aż całkowicie wyschnie „posadzka” z cementu, o co przy tej deszczowej i wilgotnej pogodzie dość trudno, jednak w nadchodzącym tygodniu dalsze roboty koniecznie muszą posunąć się naprzód; nie zależy mi w aż tak dużym stopniu na tempie prac, co w ogóle na rozpoczęciu przedsięwzięcia; co innego, gdyby przyszło nam mieszkać tam na co dzień, jednak podczas weekendowych odwiedzin takie postępy są naprawdę do wytrzymania
. Najważniejsze, że zgromadziliśmy już wszystkie konieczne materiały i co ważniejsze – są dobre chęci
Oby dopisała bezdeszczowa aura!
Z wieści rabatkowych i grządkowych … siewki fasolki szparagowej zachowują się skandalicznie, podejrzewam marną jakość nasion albo cichego amatora, skrytożercy
Dynie ruszyły i ze zrozumiałą chyba radością przyuważyłam po kilka pąków kwiatowych … dokonałam też epokowego odkrycia na krzaczku cukinii …
Dynia Bambino
Cukiniowe cudo
oraz przetrzebiłam zbyt gęsto rosnące buraczki – w normalny, upalny czerwcowy dzień zajadalibyśmy się botwinkowym chłodnikiem, a tymczasem przyjdzie mi ugotować lekki barszczyk z dużą ilością pachnącego koperku ( oczywiście kupnego, bo mimo że nasionka kupiłam, to wczoraj zapomniałam wysiać ).
Z niejaką żałością zauważyłam, że młode przyrosty – listki - czarnego bzu i hortensji pnącej są podejrzanie i niepokojące blade, jakby wyprane z soczystego, zielonego koloru … dokarmiam je regularnie biohumusem z własnych kaliornijek, hortensja dodatkowo otrzymała „kołderkę” z sosnowych igiełek … dużą nadzieję pokładam w „pokrzywówce” …
Oberwałam najmniejsze kuleczki agrestu – takie niedojrzałe będą idealnie pasować do dżemu z truskawek, a resztę pozostawiłam na krzaczkach do konsumpcji
-
Monisiu : oba krzaczki kupiłam w formie drzewka, która bardziej nadaje się do małego ogrodu ( wystarczą mi rozległe jak step szeroki krzaki porzeczek czerwonych ), jednak musiałam nauczyć się właściwego cięcia, aby po 4 latach dochować się wymiernych plonów.
Z innych owocowych zbiorów - odrobina czereśni; reszta pozostała na gałęziach w celu uzyskania właściwej im barwy lub jako poczęstunek dla skrzydlatej gawiedzi
Borówki otrzymały 24 godzinną ochronę; firmę ochroniarską stanowi siatka
Buraczkowo ... dla Wiesika
Wiesiku - ten łubin jest autentycznie taki ... buraczany - w razie chciejstwa - nasionka niebawem....
A to pierwszy kwiat na lilii ...
W kupie raźniej ...
Własnoręcznie wyhodowana dalia
Różyczkowo ( Majeczko
) i pelargoniowo
Nadal różyczkowo
Moi Ludeczkowie ... najmocniej przepraszam, jeśli w najbliższym tygodniu nie będę regularnie osiągalna na Forum - ogrom pracy w Saloniku Pankracy powoduje, że wieczorem wracam z nosem przy ziemi i jedyne, o czym marzę, to sen ... niemniej ze wszystkich sił postaram się nadgonić zaległości we wpisach i uczciwie Was poodwiedzać