No to cóż...
Mam trochę zaległości do wstawienia. Ostatnio jestem nie do życia przez ciągły pośpiech i brak snu. Tym bardziej, że trochę złego się u mnie dzieje - też w kwestii roślin. Ale nie chcę już smęcić, więc przejdę do zaległej relacji zdjęciowej. Dzisiejszy post będzie dłuuuugi!
Azalie z soboty. Zamieniły się trochę rolami - teraz biała jest w pełni kwitnienia, a różowa w młodych pączkach.
Krokusy już właściwie przekwitają - większość kwiatów już w sobotę leżała, a zamiast nich w górze sterczały dumnie całkiem ładne listki. Tu mam gagatka, który utrzymał się nieco dłużej. Inne roślinki też można uchwycić
Ale sobotnia robota to była głównie moja praca fizyczna. W sumie trzykrotnie przekopałam działkę, wykopałam jakieś dwa metry betonowych płyt, wywiozłam taczką darń do wykopanej dużej dziury (i tak zrobiła się spora górka), nawiozłam kompostu z kompostownika na teren przyszłego warzywnika. Ale i tak jeszcze raz trzeba przebrać tę darń i przekopać. A szkoda, bo liczyłam, że może coś uda mi się posiać, nawet wzięłam nasiona na działkę.
Podczas przekopywania zdarzały się pewne znaleziska. Jak np. te piwonie. Przesadzone w inne miejsce.
Tu jest teren pod moje przyszłe winogrona... ale jeszcze sporo pracy, zanim zacznie się nadawać do wsadzenia tu jakichkolwiek roślin.
Oprócz winogron chcę tu dać jaśmin nagokwiatowy, coby ładnie je oplótł i zdobił kwitnieniem wtedy, kiedy winorośle są jeszcze "gołe".
Hę... to chyba też jakieś cebulowe. I orliki. Mam wszędzie te kępy i orliki.
...nawet znalazłam całą rabatę orlikową pod iglakiem. Trochę podsypałam ją kompostem, bo tam mi absolutnie nie wadzą - są tuż przy ogrodzeniu, w cieniu, nie podepczę przypadkiem. Tu jedna z większych sztuk:
No i zostałam uświadomiona, że mam spory problem - znaczy podagrycznik w każdym możliwym miejscu na działce. A ja kompletnie nie skojarzyłam, sądziłam, że to może jakaś młoda pokrzywa czy coś. W sumie to mi nie przeszkadza sam w sobie, ale ponoć kłącza rozrastają mu się masakrycznie.
Przycięta leszczyna. Muszę ją przyciąć bardziej, ale przynajmniej już się nie kładzie na ogródki sąsiadów i ma trochę więcej przestrzeni.
Chyba nie muszę mówić, że wszędzie dookoła są samosiejki czy tam odrosty leszczynowe. Większość już wycięłam, ale jakieś na pewno się schowały.
Ojciec przyszedł w niedzielę zwerbowany przez mamę i pozbył się zardzewiałej, chwiejnej kraty. Swoją drogą, wpadł na pomysł, żeby ze stelaża leżącego na dole, wielgachnego parasola (taki jak w knajpach nad stolikami) zrobić mi stelaż pod mini-szklarenkę na rozsady. "Bo materiał dobry, porządny i szkoda się pozbywać". No... ja tam nie wiem, jak on to widzi w swojej głowie i jak to będzie miało według niego funkcjonować. Ale nie narzekam, ważne, że czymkolwiek się zainteresował. A jak coś fajnego z tego wyjdzie, to tym lepiej.
Ach, i zabudował mi od tyłu kompostownik (po opróżnieniu), żeby sąsiad od tamtej strony nie przerzucał nam non stop swoich odpadków. Plan jest taki, żeby zabudować go z każdej strony i zrobić taki wysoki kompostownik, coby nie trzeba było na te sterty kompostującej się masy patrzeć. Ale to materiałów trzeba.
A ta ścianka... jakby ktoś się zastanawiał, to jest ta zdemontowana z altanki, co mi zawadzała, bo ograniczała przestrzeń. Ale odporne i wytrzymałe ustrojstwo, więc pomaluje się na brązowo albo zielono, zabezpieczy i powinno dać radę.
No a tak to się z grubsza przedstawia na chwilę obecną.
Kolejna sprawa. Dotarły do mnie roślinki
I jestem zszokowana ich rozmiarami. Nie były w większości podane na stronie, a tu szczególnie jaśminowiec - mocno zdrewniały, rozgałęziony i duży.
Jaśmin nie był małą sadzoneczką, jak się spodziewałam, ale już dorosłym, zdolnym do kwitnienia pnączem - w tym roku mnie kwitnieniem już nie zaszczyci, bo już "po terminie", ale wciąż na gałązce wisiał w momencie wyciągania z paczki jeden kwiatuszek - więc kwitł.
Powojniki mają pączki!
Borówki ostatecznie są trzy - dwa Chandlery (70-75 cm bez doniczki) i jedno Toro (około 30 cm). Toro jest znacznie mniejsze od sadzonek Chandlerów, ale i tak to ładny krzaczek.
Na dostawę czekałam bardzo krótko, niecałą dobę od momentu, kiedy mnie poinformowano, że zostały wysłane - a szły około 350 kilometrów. Na plus i bardzo miło, że załączyli poradnik uprawy, a karton był specjalny - wytwarzany dla szkółki, a nie jakiś pierwszy lepszy.
Korzeni ogrom, wychodzą mocno spodem. Widać, że roślinki rosły w tych doniczkach, a nie zostały wykopane, wsadzone do nich i przysypane podłożem.
Generalnie jestem bardzo zadowolona.
Tak roślinki wyglądały w paczce.
A tu po wyjęciu. Trochę mi narobiły bałaganu w pokoju. Za dużo miejsca nie mam, a ich sporo
Najważniejsza część paczki - rizomy miskantów olbrzymich. Według mnie wyglądają OK. Nie liczyłam ich, przeliczę na działce, ale po wadze torby jestem skłonna uwierzyć, że jest ich tyle, ile trzeba. Zresztą... płaciłam za nie złotówkę, nawet gdyby było za mało, to bym się nie awanturowała
Kwiatek znaleziony u jaśminu. Takie małe, przekwitnięte, a jak cieszy.
Przechodzimy do przedstawienia pojedynczych roślinek
Magnolia 'Betty':
Borówki amerykańskie. Większe to Chandlery, jedna mniejsza sadzoneczka to Toro.
Jaśminowiec 'Rosace'. Największa sadzonka ze wszystkich.
Bzy lilaki. Najmniejsze maluchy, z których najbardziej okazały okazał się 'Sensation". Oprócz tego mamy tu Krasawicę Moskwy i Charles Joly.
Plątanina... Czyli powojniki. Delikatnie je już rozplątałam, ale wszystkie były już pouczepiane na sobie. Nie wiem, jak i kiedy one to zrobiły. Odmiany 'Albina Plena', 'Jan Paweł II' i 'Red Star'.
Pączki widzę!
I jaśmin nagokwiatowy. Nagi już nie jest, więc na kwitnienie poczekam sobie do zimy
ale kwitł, to jest ważne!
Na ogródku przydomowym (czy bardziej by pasowało - przymieszkaniowym
) też trochę się dzieje ciekawych rzeczy.
Kwitnąca wisienka kosmata. Jestem w szoku, że faktycznie kwitnie. Była wsadzona w ubiegłym roku, latem.
Tutaj druga, jeszcze bez kwiatów. Obok pigwowiec cały rozbudzony, z masą pączków kwiatowych - są malutkie, pewnie na zdjęciu ciężko zauważyć. Też mnie zszokował, nie spodziewałam się kwiatów. Ale nie sądzę, by były owoce. To jeszcze malutka sadzonka, a ma mieć spore owocki, więc połamałaby się chyba pod nimi.
Przezimowało mini-kiwi 'Issai'!!! Jestem ogromnie szczęśliwa z tego powodu. A nie spodziewałam się, bo dużo przeszło z mojej winy, m.in. w środku zimy zauważyłam, że kiedy osiadła ziemia, bryła korzeniowa została "wypchnięta" - był za płytko posadzony na jesieni. Musiałam szybciutko wkopać go głębiej.
Mahonia żyje i chyba planuje kwitnąć. Też w ubiegłym roku sadzona.
Obudziły się lilaki.
Szok roku! Przeżyły drzewka karłowe kolumnowe, które przetrwały u mnie iście spartańskie traktowanie - maleńka doniczka w stosunku do korzeni, podlewane raz w tygodniu albo raz na dwa tygodnie jeśli zapomniałam, stały w pełnym słońcu, potem zimowały w tych doniczkach bez okrycia...
Zmasakrowałam je też bardzo drastycznym cięciem. Byłam pewna, że padły - a tu zaskoczenie, żyją!
No i tu już niezależnie od odmian - jeśli przeżyły, pójdą na działkę. Tacy Spartanie mają prawo do swojego miejsca.
No i na koniec taki ładny obrazek - żółte poziomki. Chyba lubią chłód, bo rosną ładniej niż rosły w lecie.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko!