Witam wylewnie!
Deszczowe chmury zawisły nad południem i nie zamierzają nas na razie opuszczać...
Pada, pada... a potem, dla odmiany... tak! Zgadliście! Pada!
Nieee... dramatyzuję oczywiście!
W przerwach siąpi, a czasem nawet prześwieca słonko...
Wczoraj przerwy w deszczu były dłuższe, udało mi się dzięki temu poprzesadzać troszkę (kalosze na nogi i do roboty!
)
Powoli rysuje się coś na kształt pomysłu na nieszczęsną rabatę, ale nadal nie jest to stadium kwalifikujące się do publicznej prezentacji...
Największy problem sprawia fakt, że rabata ta jest rozległa i w zasadzie "oglądalna" z dwóch stron - od jednego długiego i jednego krótkiego boku...
Część zajmuje powierzchnia dość szczelnie okryta różnym płożakami: rozchodnikami, barwinkami i trzmieliną, z pomiędzy których wystają niewielkie krzewy lub większe byliny...
Druga część, sięgająca aż do kratki z rdestówką, w zamyśle ma pozostać nieco bardziej przejrzysta...
Powstaje zatem kwestia "granicy" pomiędzy obiema częściami jednej, bądź co bądź, rabaty...
Na razie skłaniam się ku wariantowi ze ścieżką... taką trochę techniczną, trochę dekoracyjną, z pociętego na plastry pniaka, albo z dużych, płaskich kamieni...
O ile pierwsze jest jeszcze do zrobienia, bo pień po uschniętej śliwce (chyba?) leży pod krzakami, to drugie nastręcza więcej trudności...
Tak czy inaczej... na zakończenie wczorajszego dnia, w ogrodzie pojawił się trójkąt czystej, dziewiczej ziemi (odzyskanej
)...
I całkiem niewiele roślin, które potencjalnie mogłyby tam przewędrować z innych rabatek
W związku z powyższym...
Tak, tak...
Dziś wsiedliśmy w samochód i wyruszyliśmy... jeszcze bardziej na południe, omamieni żądzą sadzenia (no dobra - ten kawałek to o mnie
) oraz prognozą, wieszczącą koniec opadów...
Nic bardziej mylnego
Podbeskidzie tonęło w deszczu, ale jakoś nas to nie odstraszyło... nie w takich warunkach już się szkółkingowało, co parę osób może potwierdzić
A przecież takich desperatów jest więcej...
I znów błąd...
Obie szkółki w Pisarzowicach, które w niedzielę powinny być czynne - zamknięte na cztery spusty!
Tej, która w niedzielę jest zamknięta planowo, nawet nie sprawdzaliśmy
Pozostały Dankowice, ze szkółką Milczyńskich... ufff... widać samochody na parkingu... czyli otwarte!
Byliśmy jedynymi desperatami chodzącymi po placu, ale przecież... nie można było wrócić z pustymi rękami... prawda?
Wyłowiłam kilka ładnych i niedrogich żurawek... no właśnie... przecież nie powiedziałam Wam, że to one mają wieść prym na nowej rabacie!
I w strugach deszczu udaliśmy się do Kapiasów w Goczałkowicach - skoro już zrobiliśmy taką trasę, nie można skończyć na jednej szkółce...
Niestety... przerwa w deszczu starczyła zaledwie na obiad i szybki przelot po punkcie sprzedaży... tak szybki, że skończyło się na jeszcze jednej żurawce, malutkim żywotniku olbrzymim 'Whipcord' (to nie ja - to Ania
) oraz na tujce 'Danica' (to już ja)...
Ulewa zagnała nas do samochodu...
A dziecię wygnało
żądne zwiedzania ogrodów, co uczyniliśmy, uzbrojeni w parasole i zupełnie przemakalne obuwie... ciekawe, kto pierwszy będzie miał katar?
W ramach ciekawostek: przy kasie u Kapiasów można się zaopatrzyć w foliowe peleryny za kilka złotych i spokojnie kontynuować zakupy - to się nazywa wiara w człowieka!
Potem już spokojnie, w strugach deszczu, wróciliśmy do domu...
Czyż to nie był udany dzień?