Forum Ogrodnicze Oaza

Aniu - Podejmij to ryzyko, może jeszcze będziecie mogły być razem... A jeśli nie, Vini i tak zrozumie, ze uwolniłaś ja od bólu.
Odkąd dowiedziałam się o stanie Vini, myślę o Was intensywnie. I mam przeświadczenie, że się uda.
Dziękuje za ogrodowe zdjęcia.
Warzywnik artystyczny.

Adasiowa wrote: Poczytuję, Aniu, Twój wątek i naprawdę przykro mi czytać o Vini, wiem o czym piszesz, bo mój Adam ma co rusz problem z innym narządem ze względu na cukrzycę Ze ślipiami też latamy co 3 miesiące. A u zwierząt proces starzenia przebiega znacznie szybciej. Skoro Vini i tak nie widzi, to - jeśli stan ogólny pozwoli - trzeba pozbyc sie źródła bólu...Gdyby można było ręką, po prostu bólu odjąć...

Trzymam kciuki
Warzywa wielce oryginalne

Tak naprawdę Aniu to ciężko coś napisać. Kiedyś...ale za to dziś mam piękne wspomnienia

Łatka wrote: Nic dodać, nic ująć. Też mam taką nadzieję jak w swojej wypowiedzi ma Łatka.
A jeśli chodzi o warzywnik i całą resztę, to ja jestem zachwycona. Swojskie warzywka i owocki... To jest to!!!

Vini już operacji; wstępne badania krwi ( nerki, wątroba, poziom glukozy ) okazały się na tyle optymistyczne, jak na "słodkiego" pieska, że parę minut później sunia została wprowadzona w narkozę, a po trzech godzinach mogliśmy Ją odebrać. Oszczędzę szczegółów całego zabiegu, bo są trochę drastyczne, ale najważniejsze jest to, że - jak napisała MagdaH, której składam szczególne podziękowania - ból został wyeliminowany. Mam taką nadzieję...
Za wcześnie jeszcze na euforię, daleka jestem od hurra-optymizmu, bo jestem świadoma, że chudziutki organizm, osłabiony narkozą, zrujnowany cukrzycą potrzebuje długiej drogi, aby wyjść na prostą.
Przed nami podróż - jak długa, o tym zadecyduje Matka Natura, ale ja już teraz dziękuję Wam wszystkim, że jesteście z nami w każdej ważnej życiowej chwili.

Nawet ostatnie wydarzenia, które wstrząsnęły Oazą, nie są w stanie pomniejszyć mojej radości, że mogę być tutaj razem z Wami

Kwasiorki

pozdrawiam cieplutko ... niech żadna burza nas nie powstrzyma ....

Czytałam o Twoim psiaczku i jego kłopotach ze zdrowiem. Dobrze,że udało się dać mu drugą szansę i na życie bez bólu. Mój nie miał tyle szczęścia.
Ogrodowo u Ciebie pięknie i smakowicie. Truskawki obiecująco wyglądają a rzodkiewki smakowicie.

Aniu, życzę dużo zdrowia Twojemu pieskowi, a Tobie wytrwałości i siły
Dziękuję Ci za to, co zrobiłaś w ostatnich dniach dla Oazy i w ogóle za to, że jesteś

Aniu, życzę Ci i twojemu piesiowi, żeby ta droga do wyjścia na prostą była jak najkrótsza i jak najradośniejsza. Dziękuję Ci za dobre wieści. Serduchem jestem z wami!

Aniu

Aniu, odetchnęłam czytając, że Vini dobrze zniosła operację, zważywszy okoliczności. Oby ból zniknął - na jak najdłużej. sama utrata oczu nam wydaje sie straszna, dla Vini będzie ulgą - bo ona wszak i tak nie widziała, a od bólu nic gorszego. A to poza wszystkim najmniej istotny psi zmysł.
całym sercem jetem z Wami, podsyłam dobre, energetyczne myśli dla ciebie i sunieczki.
Dzięki, że w tak trudnym momencie pamiętałaś o zdjęciach. Rzodkiewki - wizualnie doskonałe, zapewne tak samo smakują.

Trzymam kciuki z Vini.
Ładne plony sie szykują w ogrodzie.

Ja również trzymam kciuki, ale przede wszystkim wierzę, że wszystko będzie w porządku

Anuś, ostatnio zapomniałam spytać: Co to jest za roślinka z pierwszej fotki co kwitnie delikatnymi, białymi kwiatuszkami?

Aniu dołączam do wzdychających z ulgą .Kibicowałam Twojemu piskowi od samego początku .Wiem ile Cię to kosztowało nerwów i niepokojów .Ale jest lepiej i cieszę się razem z Tobą

Aniu, jakże się cieszę, że Vini juz po operacji..i że wreszcie poczuje ulgę.
Jak długiej podróży wspólnej Natura dla Was by nie zaplanowała..to cieszę się, że każdy dzień będzie udany, bez cierpienia, niedogodności.. Wspaniale, że psinka będzie mogła sobie żyć w komforcie i miłości.
Ściskam Was serdecznie i utul dzielną psiuńkę ode mnie, życząc zdrówka

Aniu, całe szczęście że psiurka już po operacji...teraz będzie potrzebowała spokoju i troski, aby dojść do siebie. Ty też pewnie czasami zastanawiasz się ile jeszcze Twoje barki udźwigną, choroba psicy, a jeszcze tyle się wydarzyło w ostatnich tygodniach na forum. Życzę przede wszystkim zdrówka i spokoju ducha, resztę jakoś poogarniamy Dzis też miałam z moim Biszkoptem jazdę bez trzymanki, bo po raz pierwszy w swoim 11 letnim życiu miał, okazało się...atak padaczki Kompletnie mnie to rozwaliło, dobrze, że Mama w domu, pomogła mi zawieźć go do weta, bałam się że może zjadł jakąś zatrutą nornicę, bo chodzimy na spacery koło działek, a tam nierówna walka z gryzoniami i ślimakami trwa...Często można znaleźć martwe nornice, a moje psy nawet przez kaganiec umieją degustować...Ale wet powiedział, ze jednak podejrzewa padaczkę...