Terlica,
chodziłam wczoraj po działce i mogłam po roślinności "przeczytać" jak przebiegało mrozowe liźnięcie. Zastanawiam się nawet czy nie wymyślić jakiś rozstawianych parawanów, przeszkód, które mogłyby zapobiegać niektórym ruchom przymrozku. Tym bardziej, że po 11 latach obserwacji znam te miejsca bardzo dobrze. Zatrzymanie tego niekorzystnego ruchu powietrza - zimnego podmuchu - mogłoby uratować rośliny. Pewnie i dosadzenie w masie krzewów iglastych stworzyłoby takie "parawany", tyle, że nie taki miałam plan... zagospodarowania. Trzeba się zatem pogodzić ze stratami.
Dobrze, że udało Ci się na czas osłonić jabłonki.
Mrówko,
też sobie wyobrażam milina rozrośniętego na pergoli. Niektóre jego boki będą miały jeszcze jakieś kratownice, powinno to dobrze wyglądać, szkoda tylko że ucierpiał ten duży milin - już by poszedł ładnie w tym sezonie. No chyba, że wypuści szybko z podziemi. Cierpliwość wliczona w charakter ogrodnika.
Co do hostki "myszowatej", to Ania bardzo dobrze wyjaśniła. Wszystkie moje hosty są NN, ale jedna malutka wygląda jak Mouse Ears, być może to akurat ona. Jak się rozrosną spróbuję je porozpoznawać.
Nowinko,
kryptomerię kupowałam nie mając wielkiej wiedzy o niej, ale podobał mi się niespotykany, zakręcony układ igieł, no i to że jest japońska. Przy moich tendencjach dalekowschodnich gromadzę rośliny m.in. wg klucza ich pochodzenia. Czytałam o kryptomeriach, że rosły i zimowały w Polsce nawet 10 lat, po czym jedna zima je niszczyła całkowicie. Żeby nie ryzykować okrywałam na zimę.
W pierwszą zimę pojedynczą warstwę agrowłókniny (białej). Przeżyła, ale "doły" miała zbrązowiałe. Należy pamiętać, że jako roślina zimozielona nie może być całkowicie zasłonięta od światła, dlatego biała agrowłóknina. W drugim roku (ostatnia zima) była zawinięta w podwójną warstwę, a dolna część pnia (do pierwszych bocznych odrostów) była zasłonięta (luźno) kartonem. Wg mnie lepiej zniosła, ale też zima była w miarę łagodna.
Poza osłanianiem zimą jest bezobsługowa. Ja tylko ją formuję, ale to też nie jest pracochłonne. Odmiana, którą posiadam ma wolno/miękko opadające przyrosty, dlatego od początku miała palik dla przewodnika.
Aniu,
mój milin tez do tej pory miał "sztywny pal Azji" z poprzeczkami, ale to silne pnącze, które potrzebuje mieć gdzie się rozrastać, dlatego posadziliśmy przy placyku grillowym. Od samego początku planowaliśmy tam pergolę (ale na realizację czasem trzeba lat!), chcę mieć tam też taki ogrodowy pokoik. Będzie tam jeszcze jedna ławeczka - Tadziu ma wymurować podstawy do kolejnej żerdzi-deski. Nasi goście lubią ten placyk, czasem siedzi się tam z kawką na dostawianych krzesełkach, teraz będzie przytulniej.
Pamelko,
kloniki wszystkie urosły. Działkowe też chyba ze dwa razy od zeszłego roku, postaram się zestawić jakieś zdjęcia porównawcze w przyszłym tygodniu. Dzięki za hostowo-zdjęciowe uznanie.
Agness,
dziękuję za słowa pociechy. Teraz nie będę się mogła doczekać jak ten milin podrośnie. Trochę ozdobią w tym czasie róże u stóp placyku.
Monik,
tulipanek to jakiś "zagubiony w akcji" znalazł się przy hostach. Miałam kilka różnych odmian z Holandii z takiej sortowni. Koleżanka mojej córki pracowała sobie wiele lat temu w wakacje i dostałam od niej cebule. Niestety nornice dużo mi zjadły i takie niedobitki się czasem ujawniają.
Straciłam już możliwość podziwiania w tym sezonie swojej najładniejszej azalii. Mam jednak coś na swoje pocieszenie.
1 maja mieliśmy zebranie ROD. Gdy siedzieliśmy (na placu) widziałam obok stertę suchych gałęzi z krzaków. Ktoś może porządkował plac przed zebraniem i leżały - być może do spalenia. Wśród nich zobaczyłam gałązkę rododendrona ze zwisającymi już liśćmi. Gdy zebranie się skończyło podeszłam i wyciągnęłam gałąź. Wyglądała jakby ułamana np. od wiatru. Zabrałam ją na swoją działkę. Na szczytach pędów były duże pąki kwiatowe i pomyślałam - wstawię do wody, dam mu się napić, może choć zobaczę jaki kolor kwiatów ma. Zrobiłam oprysk nawozem dolistnym, odnowiłam cięcie łodygi i wstawiłam do wody po zamoczeniu w ukorzeniaczu, do innych ukorzeniających się "drzewek" wierzby sachalińskiej.
Przeczytałam potem, że ukorzenienie rh nie jest takie proste ze starej gałązki, więc na wiele nie liczyłam.
Wczoraj gdy przyjechaliśmy na działkę zobaczyłam, że listki nabrały turgoru, pąki urosły i jeden zaczyna pokazywać swój ciemny, karminowy kolor... Gdy wyciągnęłam z wody widoczne są białe punkty, zaczątki korzonków.
No jak uda mi się z tej gałęzi wyhodować krzew to będę przeszczęśliwa - może odwdzięcza się za to, że go uratowałam?
Olibabko,
to dopiero konstrukcja, będą jeszcze jakieś kratowania.