Ponura niedziela ze wszech miar. W domu bolesna cisza i pustka. Za oknem deszcz i kompletnie nie ma co ze sobą zrobić.
To niewiarygodne, ile radości i życia w domu wprowadzała ta psinka. Ciągle coś było do zrobienia- a to wypuścić na ogródek, umyć łapki, nakarmić, pogłaskać. Posprzątać, bo nabrudził piaskiem na kanapie. Tuptał po domu wszędzie za mną i szczekaniem informował, co by chciał.
Może to dziwne, że tak rozpaczam po stracie Zakusia.. Poprzedni psiak odszedł z powodu nieuleczalnej choroby i też było ciężko i żal- jednak był bardziej niezależny, samodzielny, nawet głaskanie szybko go niecierpliwiło. Po jego stracie było pusto i przykro, długo dochodziłam do siebie.
Zakuś tak bardzo swoją miłością przywiązał do siebie. Nie odstępował mnie na krok i czasem żartobliwie określałam go Mój Rzep.. Psinka, która się przytulała jak dziecko, cały czas spędzał obok mnie na kanapie.. Tak strasznie mi Zakuśka brakuje- tęsknię za nim ogromnie. Czuję ogromna ulgę, że psina nie cierpi- ale jest mi koszmarnie żal, że nie ma Go z nami- tego radosnego, zdrowego psiaka.
Z męzem bardzo Wam dziękujemy za wszystko to, co tu napisałyście! Mąż też przeżywa stratę Zakuśka- to On w styczniu wiózł go w krytycznym stanie do szpitala, to On, gdy ja nad Zakiem płakałam, znalazł specjalistkę która szybko postawiła Zaka na nogi.
Przez ten czas mieszkania w domu
Moje Chłopaki bardzo się zbliżyli do siebie. Gdy mnie nie było, Zakuś pilnował się Męża. Ja zawsze mówiłam, że musimy się z Zakiem trzymać razem, bo jesteśmy jego stadem.
Zakuś spał w ostatnich miesiącach z nami w sypialni, jak chodziliśmy w odwiedziny do Sąsiadów, to też zawsze z Zakusiem. Zawsze nam towarzyszył, a teraz jest ogromna pustka po stracie tej łaciatej istotki, pełnej miłości do nas.
Jest nam ciężko i szalenie przykro. Pocieszamy się, że zrobiliśmy co się dało, leczyliśmy dopóki się dało a w chwili beznadziejnej zrobiliśmy ostatni gest miłości. Tak strasznie mi żal, że nie dało się nic więcej zrobić!
Wyrzucam sobie, że może coś się przegapiło, czegoś nie dopilnowało- ale psina czuła się tak dobrze. Pełen energii i radości szalał po domu. Pierwsze objawy bólu na pyszczku wypędziły nas do weta- decyzja o operacji. Przed operacją leki na serce, żeby wzmocnić.
Tak się bałam, że nie przeżyje narkozy.. Wszystko się udało i wydawało się, że najgorsze za nami. 2 dni po operacji z płaczem jechałam, bo przestały działać tylne łapki. U weta czucie wróciło i dano nam nadzieję- nosić na rękach, jak nie minie to operacja.
Byliśmy pełni nadziei- każdy krok Zakusia cieszył.
Jeszcze w czwartek wieczorem psina przywitała mnie siedząc na baczność i zadziornie szczekając.. a po kilku godzinach dramatyczne załamanie zdrowia.
Nie mogę się pogodzić z tym, że psinki nie ma już z nami.. Taką miałam nadzieję, że zacznie dochodzić powoli do siebie a wiosnę przywitamy już w pełni formy.
Tak bardzo nie wiem, co ze sobą zrobić, gdzie się podziać..
******
Kasiu, Beatko- gorąco ściskam i dziękuję.
Dario- wiem o Waszych zmaganiach i często zaglądam w poszukiwaniu wieści. Widziałam u Ciebie zdjęcie mokrego noska, stworzonego do całowania.
Z całego serca życzę, żeby Hawri pokonał chorobę i aby Wasza walka była wygrana!
Gorąco życzę, aby sił do walki nie zabrakło! Chwilami człowiek ma dosyć- sam siebie odsuwa na bok, poświęca się dla psiaka. Ja nosiłam na rękach, sprzątałam, podmywałam- czasem kilka razy dziennie.. Do pracy chodziłam z ciężkim sercem a do domu wracałam jak na skrzydłach, żeby już z Zakusiem być- to niewyobrażalne, jak te psie ciałka wywołują miłość!
Uściski dla Waszego psiaka i życzenia zdrowia ślę!
Agniesiu- też miałam nadzieję, że po operacji szybko wróci do formy, jak poprzednim razem. Niestety- ogromna pustka teraz.
Ina- wiele osób to powtarza, jednak ja sobie na tą chwilę tego nie wyobrażam. Może przyjdzie czas, że zapragnę nowego psiaka- jeśli tak się stanie, to może będzie psina ze schroniska..? Na razie jednak za bardzo mi żal, żebym mogła się przełamać i chociaż próbować głaskać nowego pieska.. to byłby nie ten piesek, nie ta mordka i nie to ciałko przytulające się do mnie.. Nie mogę, na razie nie.. Za bardzo zżyta z Zakiem byłam, żeby tak przerzucić uczucia na zasadzie wypełniacza pustki.
Panie M- i Ty też..
Ja nie mogę, nie umiem.. Wiem, że dużo psiaków czeka na szczęśliwy dom- ja na razie nie umiałabym dać szczęścia i radości takiemu psiakowi. Jak pomyślę, że kręciłby się po domu i siadał na miejscu Zakusia, to mi się płakać chce.
Żałuję, że nasze psiaki nie miały możliwości bardziej się poznać, bo z czasem pewno by sie coraz lepiej ze sobą czuły.
Zakuś odwiedzając Was wprowadził mnie w osłupienie- nie widziałam go tak nigdy szalejącego w nowym miejscu..
Wasza wizyta u nas też była pełna niespodzianek..
Gdy przyjeżdzała Siostra ze swoim psem- Kubą, z którym Zakusiek mieszkał kilka lat i świetnie się dogadywały.. to Zakuś robił się przygaszony, jakby przytłoczony wizytą. Za bardzo żywiołowy Kuba był.. a może Zak myślał, że traci samodzielną pozycję w domu bo lokator przyjechał..? Nie wiem- inaczej się cieszył na jego widok u nas a inaczej, gdy jechaliśmy do Mamy.
Sarcia działała na Zakuska bardzo dobrze- zupełnie nie czuł się zagubiony, gdy byliście u nas z wizytą. Pieski czuły się swobodnie w swoim towarzystwie i tak się cieszyłam, że Zakusiek miał okazje poznać psinkę, która go nie stresuje..
Wiele osób mi mówi, że powinnam mieć nowego pieska.. Jedni, że od razu.. inni, że z czasem gdy będę gotowa..
Ja na razie sobie tego nie wyborażam zupełnie, że nowy psiak zajmuje miejsce Zakusia. Może z czasem do tego dojrzeję- po Lordku rok czasu dochodziłam do siebie i powoli zaczynałam tęsknić za psią mordką, radosną na mój widok.
Zakusiek był tak niewyobrażalnie wypełniony miłością i przywiązaniem, tak bardzo zżył się ze mną, że ogrom jego uczuć był obezwładniający. Czasem myślałam, że lepiej dla niego by było, żeby tak nie przeżywał, nie wyczekiwał na mnie, nie rozpaczał gdy wychodziłam do sklepu na 5 minut.. Ile w nim emocji grało.. jak bardzo kochał..
Nie wyobrażam sobie innego psiaka, nie umiem oddać uczuć, które na razie są przy Zaku.
Moni- wiem, że dla Zakusia tak lepiej.. Bardzo za nim tęsknię i chciałabym, żeby był przy mnie. Ponad wszystko jednak chciałam, żeby nie cierpiał.. Nie mogliśmy dla swojego samolubnego poczucia kazać ratować psiaka w momencie, gdy organizm nie dawał rady. Wiem, że to była dobra decyzja, podyktowana ogromnym uczuciem do Zakusia i chęcią ulżenia kochanemu psiakowi- tak bardzo jednak mi żal, że tak wyszło.. że Zakuś już nie dał rady wyzdrowieć. Bardzo tęsknię..
Nowinko- i ja Cię tulę i pocieszam!
Mam nadzieję, że z czasem może będę gotowa na przyjęcie nowego psiaka. Dom jest okropnie pusty i tak bardzo nie ma co ze sobą zrobić..
Po poprzednim psiaku dochodziłam do siebie rok, Zakusia brałam z mieszanymi uczuciami, wspominając jeszcze poprzedniego.
Zak, piesek rasowy z hodowli, ale miał wtedy 1.5 roku i był oddany jako biedna psinka, zastraszana przez samca Alfa. Nie radził sobie w stadzie i musiał być oddany ze stada. Wtedy trafiłam się ja- chętna na szczeniaczka- zaznaczałam jednak, że chcę nie na wystawy a do kochania- zaproponowano mi Zakusia. U nas miał znaleźć spokojną przystań i już sam fakt, że biorę takiego wrażliwego ciaputka wywoływał opiekuńcze uczucia.
Jak tylko dojechaliśmy do domu po 2godz podróży z hodowli, to podbiegł, polizał mnie po twarzy i od tej chwili miłość wybuchła. Pies nie opuszczał mnie na krok. Początkowo, jak wychodziłam do pracy to leżał na wycieraczce w przedpokoju i ciągle czekał- bardzo źle znosił rozłąkę ze mną nawet na kilka minut, z czasem zaczął spać na kanapie przy Rodzicach a ożywiał się i zaczynał nasłuchiwać, gdy zbliżała się godzina mojego powrotu. Nauczył się mojego trybu pracy i gdy wychodziłam do pracy to był pełen spokoju, a mój wyjazd w sobotę do sklepu okupiony był rozpaczą.
Gdy jeździłam w weekend na budowę, to tak szalał z rozpaczy, że gdy tylko mogłam, to zabierałam go ze sobą.
Bardzo się do mnie przywiązał i całym sobą to pokazywał. Ogrom uczuć, jakie okazywał spowodowała, że ogromnie się do tego psiaka przywiązałam.
Wszędzie za mną chodził po domu. Po przeprowadzce woziłam go często do Mamy, żeby nie siedział sam w domu a u Mamy na mnie czekał i razem wracaliśmy do domu. Wszędzie go było pełno- a teraz kompletna pustka.
Pogoda za oknem iście depresyjna- deszcz leje i jest ciągle ciemno, a w sercu ból.
Może kiedyś będę się umiała zdobyć na nowego pieska.. Mąż bardzo o tym wspomina, że dom nie może być taki pusty, że jest koszmarnie cicho jak w muzeum..
Może z czasem Mąż mnie przekona do nowego psiaka- na razie nie umiem.
Za długo dochodzę do siebie po wszelkich emocjach przykrych, za bardzo wszystko przeżywam w sobie.. musi minąć czas, żebym sobie to wszystko poukładała..
Tymczasem ściskam Cię serdecznie i pocieszam!
Kasiu- dziękuję!
Krzysiu- Przykro mi, że w tym radosnym przedświątecznym czasie ja zalewam forum łzami.. Od dawna już Święta są dla mnie czasem smutnej zadumy z wielu względów.
Tak się jakoś układa, że najbliżsi odchodzą jesienią i w okresie przedświątecznym.. Tata mój zmarł 1 grudnia 4 lata temu, kochana Babcia 4 lata wcześniej w listopadzie a w tym samym czasie poprzedni psiak zmarł z powodu nowotworu.. W tym okresie zmarło też całe Rodzeństwo mojej Mamy.. Na przestrzeni kilku lat więcej łez i rozpaczy, niż radości.
Ten rok był dla nas wyjątkowo przykry i ogromnie ciężki z wielu powodów, na wolne dni świąteczne czekałam z utęsknieniem, że chociaż odpocznę.. A teraz- nic mi się nie chce a myśl o siedzeniu w pustym domu dobija.
Ja wiem, że śmierć jest częścią życia i trzeba się z tym pogodzić. Gdy wszystko jest dobrze, to się wydaje, że tak będzie już zawsze.. Niestety nie chce być, jak nam się wydaje a rzeczywistość boli..
Dario- dziękuję, że się odezwałaś! Żal ogromny i smutek, bo bardzo bym chciała, żeby psina mieszkała tu z nami szczęśliwa. Tak dobrze się tu czuł, jak pan na włościach, rządził całym domem. Serce się kraje, że taki był delikatny i nie dał rady się pozbierać.. Może to za dużo w krótkim czasie dla delikatnej psinki..?
Dobrze, że mieszkał tutaj z nami w czasie swojego najlepszego samopoczucia- to już na zawsze będzie Jego dom! Taki był tutaj radosny, odżył i odmłodniał.. był tym psiakiem pełnym energii, jakiego Go pamiętam jeszcze sprzed roku. Tak się cieszyłąm, że udało mu sie uratować życie w styczniu, że tak szybko wrócił do zdrowia i formy z najlepszych czasów. Krótko nacieszyłam sie tym szczęściem..
Może kiedyś zdobędę się na nowego psiaka- Mąż o tym często wspomina, a ja płaczę.
Zakuś 1 maja tego roku skończył 8 lat.
*********
Wybaczcie, że tak się tutaj żalę.. Chyba jednak trzeba było zamknąć wątek i nie epatować swoimi smutkami. Dookoła radosny czas przygotowań do Świąt, a u mnie tylko smutki i łzy..
Mimo wszystko dziękuję Wam bardzo za to, że w tak przykrej odsłonie wątku mnie odwiedzacie, macie siłę czytać i ochotę pocieszać.
Bardzo z Mężem jesteśmy Wam wdzięczni za słowa otuchy, jakie otrzymaliśmy!