Kochani, szalenie Wam dziękuję za słowa otuchy i za współczucie, jakim się ze mną dzielicie..
Jest niewyobrażalnie żal, pusto i strasznie źle..
Bardzo jest nam ciężko. Wiemy, że zrobiliśmy, co się dało, ratowaliśmy jak tylko było to możliwe- nadszedł niestety moment na przyniesienie ulgi w sytuacji bez wyjścia, żeby Zakusiek więcej nie cierpiał.
Płaczemy-z tęsknoty i poczucia pustki. Ogromnej pustki- w domu cisza.
Już się wydawało, że wychodzimy na prostą, że siły zaczną wracać- i nagle, w kilka godzin wszystko się załamało.
Długo rozmawialiśmy z doktor, czy jest szansa, żeby coś zrobić- podać, wstrzyknąć, zoperować. Niestety- serduszko z wadą nie przyjmowało kroplówki, nie dawało rady już podtrzymywać krążenia, zaczął się obrzęk płuc robić i psinka z coraz większym trudem oddychała.
Z bólem serca rozstaliśmy się z Zakusiem, ale z odrobiną ulgi- że psinka już się nie męczy. Ponad wszystko chciałam, żeby psiak nie cierpiał niepotrzebnie i tylko o to prosiłam doktor. Jeśli jest coś, co może zrobić- niech robi, ratuje, żeby psina nie cierpiała bo ponad wszystko nie chcę, żeby Zakusia bolało.
Niestety- nic się nie dało zrobić, bo serduszko już nie wytrzymywało i to był moment, aby Zakusiowi przynieść ulgę i się z Nim pożegnać.
To kochane łaciate ciałko tak dużo już wycierpiało. Podniósł się po bardzo ciężkim stanie ze stycznia- lato i początek jesieni spędził radośnie. Jak tajfun energii, psotny i zadowolony, pan swojego ogródka i wszystkich kocyków i szlafroków w domu.
Mam nadzieję, że mimo cierpienia z ostatnich chwil czuł się kochanym pieskiem- bo był bardzo kochany!
Pies o gołębim sercu- tak określiła Zakuśka hodowczyni- i taki był.
Bardzo grzeczny, szalenie przywiązany, uczuciowy. Przytulał się mocno wciskając głowę we mnie, domagał głaskania i miłości. Dbałam o niego, jak umiałam, a Zakuś dawał mi ogromną radość i bezwarunkową miłość.
Radość, z jaką mnie zawsze witał, prawie wyskakując ze skóry ze szczęścia, była ogromna i cieszę się, bo chyba był szczęśliwym pieskiem, całym sobą to pokazywał.
Dopóki była szansa, robiliśmy wszystko, żeby Kumpla uratować, niestety miłość do Zakusia wymagała też przyniesienia mu ulgi w sytuacji bez wyjścia.
Jest nam szalenie ciężko.
Iwonko- witam i łączę się w bólu po kiciusiach.
Jeszcze chwilę temu przeżywałam śmierć Guniessa, a teraz sama nad sobą płaczę. Rok zaczął nam się od dramatycznego stanu psiaka, z którego go wtedy uratowaliśmy, niestety zamyka się najgorszym smutkiem i bezsilnością.
Januszu, Edytko- dziękuję
Asiu- znasz więc ten ból i pustkę w sercu
Dziekuję.
Bogusiu, Moniczko, Agnieszko, Aniu, Marysiu, Haniu, Konradzie- dziękuję gorąco za wsparcie.
Romciu- bardzo wzruszający testament.
Po poprzednim psiaku dochodziłam do siebie rok. Zatęskniłam za psią radością na mój widok, za tym zbieganiem po schodach na dzwięk klucza. Początkowo miałam wrażenie, że "zdradzam" Lordka- poprzedniego psiaka, próbując pokochać nowego- Zakusia.
Zakuś był tak kochanym, bezbronnym i uczuciowym psiakiem, drobne ciałko pełne emocji, od pierwszego dnia szalenie ze mną związany, że nie sposób było nie przelać całego serca dla Niego. Nie dało sie nie kochać tej psinki.
Na razie jest pustka i żal. Ja nie wyobrażam sobie psiaka innego, może kiedyś..
Wiesiu, Asiu, Aniu,
dziękuję
Maju- dziękuję! Staramy sie pocieszać, że psinka była tu w domu szczęśliwa. Biegał, obszczekiwał wszystkich- taki mały rezolutny ciaputek. Żal za serce ściskał, gdy patrzyłam, jak źle się czuje. Tłumaczymy sobie, że już nic go nie boli- ale żal i tęsknota ogromna.
Iwonko-
Paweł, Ewciu- jest mi strasznie przykro. Tak kochałam tę psinkę- wszędzie za mną chodził, zawsze siedzieliśmy razem na kanapie. Podkładałam mu kocyki i mój szlafrok pod pupcię, bo tak lubił. W ostatnich dniach nosiłam na rękach i starałam się pomagać "w toalecie" i pocieszać, jak umiałam. Nie wiem, czy coś więcej mogłam zrobić.
Serce mi się kraje, że cierpiał. W ostatnich chwilach dostał morfinę, my go głaskaliśmy i mam nadzieję, że mimo wszystko odszedł jako szczęśliwy piesek.
Wiem, że jest dużo psiego nieszczęścia, ale na razie nie wyobrażam sobie, żeby inny piesek zajął miejsce Zakusia. Może kiedyś, na razie jednak serce zajęte.
Nie ukrywam, że Mąż przebąkuje, że nie wyobraża sobie domu bez psa nigdy więcej (ja sie tak zarzekam) i żeby kiedyś wziąć ze schroniska.
Najpierw muszę uporać się z ogromnym żalem i pustką, którą wręcz czuję dookoła serca, a może z czasem będę chciała dać radośc innemu psiakowi. Na razie zupełnie nie mieści mi się to w głowie.
Dorotko-
Małgosiu- ciągle mamy jakieś smutki. Kolejny rok kończy się dla nas okropnie.
Znam tą opowieść o Tęczowym Moście. Wiem, że Zakusia nic nie boli i psinka ma spokój, wolałabym jednak, żeby w pełnym zdrowiu chrapał sobie teraz obok mnie na kanapie- tęsknię za nim!
Często gdy pisałam na forum, to kładł się pyszczkiem na klawiaturze, żeby zwrócić na siebie uwagę- a teraz..
Mi jest koszmarnie przykro i źle- ale lepiej mi, niż gdyby psinka miała cierpieć.
**
Okropny czas.