Witajcie w poniedziałkowy poranek!
Jak dobrze, że poprzedni tydzień już za mną.... Mówię Wam, istny tydzień świra...
Zaczęło się od wtorku... Na 9.30 miałam umówionego fryzjera (dodam tylko, że termin ustalony m-c wcześniej, bo mój mistrz grzebienia jest bardzo "wziętym" fachowcem). Już spóźniona, chcę wyjść z domu, ale okazuje się, że eM przez pomyłkę zabrał moje klucze od domu! I co? Pstro! Jestem uwięziona!!! Nawet nie mamy zamka zatrzaskowego, a przecież otwartego domu nie zostawię! eM jak zwykle w takich sytuacjach, okazał się bardzo "twórczy" i "pomocny". Stwierdził, że z pracy się ruszyć nie może, ale najlepiej żebym, UWAGA: "zamknęła drzwi od środka i przeszła przez balkon po gzymsie do sąsiadów"
. Co on myśli, że ja Jane od Tarzana jestem, czy jak? Oświadczyłam, że cały kręgosłup i kończyny jeszcze mi w życiu przydatne być mogą i zakończyłam tę kreatywną dyskusję. Zadzwoniłam z prośbą do ojca, żeby co prędzej ruszał z odsieczą i kluczami. Stwierdziłam, że przez 15-20 min złodzieje się może nie połapią i pomaszerowałam po samochód do garażu. Naciskam przycisk pilota i naciskam, a tu sezam otworzyć się nie chce. Kurczę, myślę, można też i z kluczyka garaż otworzyć, ale jak? Nigdy mi to potrzebne nie było. Nabiedziłam się, ale
pawiezło. Wyprowadziłam samochód na zewnątrz, ale teraz jak tu ten cudem otwarty garaż na powrót zamknąć? Signęłam wyżyn swojego intelektu i już po 5 min. garaż na powrót skrywał za bramą swoje tajemnice
... Wreszcie udało mi się ruszyć... w każdym razie, mimo przygód, do fryzjera dotarłam na czas. O dziwo - z fryzury nawet byłam zadowolona
... Wieczorem pisałam prezentację na środowy wykład, nagle zonk - komputer się zawiesił. Czary mary eMowe i moje zaklęcia nie pomogły - trzeba było zresetować system. Oczywiście chyba nie muszę Wam mówić, że plik nie był zapisany...
Dwie godziny pracy poszło w ...
. No to piszę od nowa, godzina mija i co? Powtórka z rozrywki
! Tym razem, pomimo zapisywania - plik zginął na dobre! Obraziłam się na technikę i poszłam spać, zgodnie z maksymą Scarlett, postanowiłam pomyśleć o konsekwencjach nazajutrz. Nie myślałam, tylko obudziłam się grzecznie przed piątą i szczęśliwie zdążyłam wykład napisać, ufff. Moje starania "doceniło" 10 pań, które (z prawie 100-u osobowego roku) raczyły pojawić się na wykładzie
. Czwartek minął w miarę
lajcikowo, ale za to w piątek crazy-week znów dał o sobie znać... Bez wdawania się w szczegóły, napiszę tylko, że wszystko szło na opak...
Sobota zaczęła się milutko... kawka w łóżeczku, eM obok, perspektywa działkowania i być może szkółkingu. Żyć nie umierać... Godz 8.15 - telefon z nieznanego numeru. W przypływie dobrego humoru nawet odebrałam (choć zazwyczaj tego nie robię - mam po kokardę telemarketerów wszelkiego autoramentu, szczególnie takich, co to próbują na siłę wcisnąć rewelacyjny kredyt
). No ale nic, odbieram i...
ice chellenge nie zadziałałby bardziej orzeźwiająco! W słuchawce miły damski głosik pyta, czy grupa, z którą aktualnie powinnam mieć zajęcia ma na mnie jeszcze czekać, czy iść do domu
!!! Zebrałam się w 10 min. (łącznie z malowaniem facjaty i fryzowaniem moich trzech kłaczków
), a po kolejnych 20 byłam na miejscu. Gnałam te prawie 20 km, łamiąc wszelkie możliwe przepisy ruchu drogowego (co kłóci się totalnie z moimi zasadami...). Kubica, Hołowczyc i Małysz razem wzięci, to przy mnie pikuś
! Słowo daję, byłam święcie przekonana, że w ten weekend zajęcia mam w niedzielę
!!! Ale to nie koniec... Wieczorkiem wybieraliśmy się z eMem na widowisko muzyczne, pt. Symphonica. Ruszyliśmy już w drogę, ale coś mnie tknęło... Sprawdzam na bilecie i okazuje się, że koncert jest w zupełnie innym miejscu niż mi się wydawało... Ładnie byśmy wyglądali pętając się po halach MTP w poszukiwaniu nieistniejącego wydarzenia
...
Tak sobie myślę, że może to wszystko wina piątkowego zaćmienia
...(którego nota bene nie widziałam, bo mi się godziny pomyliły
)?
Na szczęście przyszła niedziela, a z nią nowy tydzień i mam nadzieję, że limit niefortunnych zdarzeń został wyczerpany...
Ewelinko, krokusowo - wiosenne sny, to chyba miła rzecz, prawda? Nie mam więc wyrzutów sumienia
!
Zuza, witaj! A wygodnie Ci biegać po ogrodach w tych pięknych kozaczkach? Na szpilce
? Ja bym nie potrafiła
....
Moje róże też niestety chorują, ale wybaczam im tę słabość. Na razie...
Wpadaj kiedy zechcesz, będziesz mile widzianym gościem
!
Ewik , u mnie też susza, tylko problem jest taki, że na działkach jeszcze nie włączono wody. Jeżdżę za każdym razem z pełnymi baniakami, ale wszystkiego i tak nie daję rady podlać
. Ratuję co wątlejsze roślinki...
Dzień dobry poniedziałkowe,
Aguś-Tytanie Pracy
! Czytałam, że w weekend ostro poszliście z PanemM z robotą
. Gratuluję i zazdroszczę
. Ja nie zrobiłam nic - w sobotę szkoła, w niedzielę szkółking
, no i Śnieżycowy Jar. Niestety, progności mieli rację. Ochłodziło się i to porządnie, dobrze chociaż, że jest słonecznie. Pozdrawiam z początkiem nowego tygodnia (oby szybkiego!)
Wczoraj w Warszawie pojawił się śnieg, a u nas śnieżyce
.
Niedzielne popołudnie spędziłyśmy z Kasią -
Robaczkiem w przeuroczym miejscu, czyli w Śnieżycowym Jarze. Wg Wikipedii
Śnieżycowy Jar to rezerwat przyrody założony na mocy Zarządzenia Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego w 1975 roku na obszarze 2,89 ha dla ochrony jednego z nielicznych w Wielkopolsce (i w ogóle na niżu polskim) stanowiska śnieżycy wiosennej (Leucoium vernum). W wyniku ekspansji śnieżycy jego powierzchnia uległa powiększeniu i obecnie wynosi 9,27 ha, a otulina 8,84 ha. Rezerwat znajduje się na terenie Leśnictwa Uchorowo, w gminie Murowana Goślina, powiat poznański i podlega ochronie częściowej. Jednocześnie jest to teren Poligonu Biedrusko i niestety odwiedziny możliwe są tylko w weekendy. A miejsce na pewno warte zobaczenia. Sami zobaczcie jak tam pięknie...
[/url
Fotorelację znajdziecie też w wątku Kasi.
Przy okazji dialog zasłyszany w rezerwacie:
Postać 1: Ty, a co to w ogóle są za kwiaty?
Postać 2: A bo ja wiem, śnieżyce jakieś...
Po spacerze wśród śnieżyc, wybrałyśmy się na szkółking. Ja wróciłam do domu jedynie z miniaturową wierzbą (w stylu bonsai), ale Kasia nieźle się obłowiła. Zresztą, na pewno już czytaliście o nabytkach w jej wątku. Powiem tylko, że żal mi się było rozstawać z jej kalinami - zapach był zniewalający....
Kasiu, dziękuję za mile spędzony czas (i sorry, wiesz za co
)!
Życzę wszystkim szybkiego tygodnia
(a sobie, żeby był "normalny"
) !