Koszmarnie długo dzień za mną.. jak wyruszyłam niewiele po 7mej, to ściągnęłam do domu po 21
Pogoda też zbyt optymistycznie nie nastraja- ale i tak się cieszę, że nic nie pada i sprawnie po zna poruszać się po mieście..
Moni- dzięki
Cieszę się, że ubranko przypadło do gustu
Tym razem Zakusiek prawie go nie nosi- zupełnie nie interesuje się raną pooperacyjną, w razie czego jednak mam w pogotowiu
Gosiu- Zakusiek nerwów przysparza mi sporo.. Zwłąszcza w niedzielę się zdenerwowałam, bo jechałam do weta z płaczem, że pies dostał paraliżu i nic się nie da zrobić.. przestały pracować tylne łapki i siuśki z niego same wyciekały. Byłam przerażona.. na szczęście minęło!
Biedna psina sie męczy, my się denerwujemy..
Wiesiu- Zakuś na szczęście jest grzeczny. W styczniu, zanim doszło do operacji, miał cewnik przyszyty do skóry
Co prawda nie przejmował się nim zbytnio, ale ujście cewnika zasłonięte było koreczkiem gumowym.. Jak Zakuś się układał w legowisku- a polegało to na ciągłym przesuwaniu pupy i moszczeniu się.. ciągle gubił korek
Resztę sobie dopowiedz. Dodam tylko, że legowisko po tamtej chorobie wylądowało w śmietniku.
Generalnie każdy wet chwali Zakuśka za cierpliwość. jedynie pupcia mu się trzęsie w gabinecie- ileż ta psina nerów się musi najeść..
Aguś- dziekuję serdecznie w imieniu chorowitka. też za niego trzymam kciuki, żeby do formy szybko wracał! A ja z nim..
Agnieszko- dziś ciężki dzień za mną.
Wstałam po 6tej. Z Zakiem na rękach na ogródek- nie wolno mu chodzić, jedynie tyle, ile musi żeby skorzystać z toalety. Pojechałam do Mamy- tam znowu na rękach z Zakiem.. Siostra pożyczyła nam duży transporter, w którym Jej pies wracał zza oceanu- 2 razy wieksze pudełko, niż nasze.
Pojechałam do pracy na poranną zmianę, a Zakuś siedział u Mamy w transporterku od Siostry- tym dużym. Może wygodnie usiąść i rozłożyć się jak placek wyciągnięty. Wróciłam na obiad do Mamy- więc 2 razy z Zakiem na rękach na ogródek, nakarmiłam go, podałam leki.. Wieczorem po pracy- na ogródek i w drogę do domu..
Wyobraź sobie, jak czuje sie mój kręgosłup, w pracy zbytnio plecy nie odpoczywają, a tu jeszcze Zakusiek..- ta zabawa w niechodzenie Zaka ma trwać 3 tygodnie
Pod moją nieobecność Zak siedział u Mamy w transporterku- nie mogłam Mamy uwięzić na fotelu przez 5 godzin z wyrywnym psiakiem, a jak tylko się wychodzi z pokoju to Zak chce biec.. Zresztą Mama i tak nie miałaby siły wynosić go na rękach na ogródek- pod moją nieobecnośc Zakus spał spokojnie w swojej skrytce.
Jutro zostaje sam u nas- jak zawsze we wtorki. Nie mogę go zostawić Mamie, bo Mama ma problemy ze stawami i nie może się schylać ani dzwigać.
Często Zaka zostawiałam u Mamy- wiekszość czasu przesypiał i nawet na ogródek nie dawał się zawołać. U nas w domu Zak często urzęduje na piętrze- czasem jak szybko wchodziłam, to widziałam, jak zbiega z piętra- a teraz mu nie wolno.
Musimy Zaka pilnować, żeby nie chodził więcej niż absolutne minimum, tak więc pod naszą nieobecnośc musi siedzieć w transporterze, bo inaczej skakałby na kanape, biegał po schodach.
Ten od Siostry ma fajne pojemniczki w komplecie, zawieszane na ściankach- jeden na wodę, a drugi na karmę. Wkładam mu do środka poduszkę- nie ma źle
Będzie miał picie, jedzenie, podusię z legowiska, wygodnie może się rozciągnąć na całą długośc ciała, albo usiąść na baczność- jedynie biegać po całym domu nie będzie.
Od kiedy tu mieszkamy, to Zakusiek często zostaje sam na ok 6-7 godzin- śpi w tym czasie i nawet zbytnio się nie denerwuje gdy wychodzimy- nie wyje, nie rozpacza. Zamykam drzwi za sobą i jest cisza. Poznał już rytm tego domu. Po powrocie woda i jedzenie nieruszone, tylko koce na kanapie zazwyczaj starmoszone
Jedynie w weekendy jest awantura- ale wiesz, ja przepustke dostaję tylko do pracy
Jak jestem w domu to Zak oczywiście nie leży w więzieniu, tylko obok mnie na kanapie. Noszę go na rękach- do miski z wodą, na ogródek.. jak idę do toalety to albo pilnuje go P, albo biorę go na ręce ze sobą
Zauważyłam, że jak tak siedzi pilnowany, to faktycznie mu sie poprawia. Wczoraj wieczorem lewa łapka mu uciekała do tyłu i ledwo chodził, uciekała mu w odwrotną stronę i chodził jakby na podbiciu stopy, z palcami skierowanymi do tyłu. U weta w trakcie badania miał znacznie osłabione czucie po tej stronie. Nie wspomnę o koszmarnym stanie, w jakim go do weta wiozłam- zupełnie bezwładnego z tyłu..
Dziś rano pokręcił się chwile po ogródku szukając miejsca do siusiania, zrobił kilka dobrych kroków i już po chwili utykał, po czym usiadł bezsilny.. Teraz jak wyszłam z nim, to już rezolutnym krokiem biega. Wet jednak zaznaczył, że trzeba psa pilnować 3 tyg i nie dac się zwieść, że np po tygodniu będzie dobrze i odpuścić- mają być 3 tyg oszczędzania kręgosłupa i koniec.
Widać wyraźnie, że leżenie i niekręcenie się znacznie mu pomaga- coraz lepiej chodzi po ogródku. Mimo wszystko wynoszę go na trawę i jak tylko zrobi co trzeba- biorę na ręce i zanoszę na kanapę. Nie pozwalam biegać ani skakać.
Wczoraj bardzo nie mógł sobie miejsca znaleźć i ciągle się kręcił- dziś jest znacznie spokojniejszy. Cały czas dostaje leki p/bólowe. W niedzielę będzie kontrola zrostu rany. Szwy ma rozpuszczalne.
Nie leczyłam się niczym, ale dziękuję za troskę.
P każe mi łykać tran, poza tym nie robie nic. W sobote i niedzielę czułam sie okropnie, ale znów się poprawia. Katar mija, ale ogólnie jestem zmęczona- a teraz jeszcze to ciągłe dzwiganie psa.. Nie mam jednak wyjścia- wole go nosić ze soba, albo siedzieć z nim na kanapie, niż zamknąć go w transporterze na cały dzień.
Co prawda wet wspominał, że się przyzwyczai, a przecież też musimy jakoś egzystować, kręcić się po domu itp, więc zamknięcie w transporterze najlepsze- pies siedzi spokojnie a my możemy normalnie żyć.. Szkoda mi jednak Zakusia i nie chcę tak robić- on jest przyzwyczajony do leżenia na kanapie- a co za różnica gdzie leży, grunt, że w jednym miejscu. Tak więc ja ograniczam swoje kręcenie się do minimum, żeby psina się na kanapie nie stresowała
Wet po prostu nie docenia możliwości dostosowania sie do psa. Zima teraz, to i tak się leży z laptopem na kolanach
Dopuki kręcę się w zasięgu jego wzroku- jest OK, jak muszę gdzieś iść dalej- muszę go brać na rękach ze sobą.
Coś czuję, że po tych 3 tygodniach mnie trzeba będzie na rekach nosić
Haniu- całą relację masz powyżej..
Do domu wróciłam po 21- taki długaśny dzień dziś.
Jutro lepiej, to fakt- zaczynam o 15, więc troszkę dłużej poleniuchuję. Dziś wstałam po 6tej, a że tradycyjnie nie mogłam zasnąć, to oczy mi sie w pracy już po 18tej kleiły..
Zakusiek powoli wraca do formy. Opisałam powyżej, jak wygląda sprawa noszenia na rękach itp.. Rana pooperacyjna w ogóle go nie interesuje- ani razu nawet w tamta stronę nie zerknął. Wczoraj strasznie sie kręcił i nie mógł się ułożyć, ale to chyba raczej z powodu bezwładnej łapki. Strasznie to wyglądało. Jak go podnosiłam za pupkę, a łapki tylne wisiały bezwładnie, pies się przewracał i siuśki z niego kapały- jak paraliż. Co ja się nadenerwowałam.. Jak siedziałam w kolejce u weta, to akurat kotek był usypiany cięzko chory,, bałam się, że my też idziemy po wyrok
W trakcie badania okazało się, że prawie nie ma czucia w łapkach tylnych- na szczęście krążenie było i kazali nam oszczędzać kręgosłup, bo pewno ma jakiś ucisk.
W takcie operacji daja leki zwiotczające i pewno coś się źle ułożyło. Poza tym Zakuś ciągle próbował wskakiwać na kanapę i kilka razy nie dobiegłam- musiał sobie coś nadwyrężyć. Podejrzewam, że kłopoty w kręgosłupem ma, bo czasem chodził zgarbiony z kocim grzbietem, pupcia lekko mu skręcała w bok. Po operacji chronił bolący brzuszek i zapewne cos sobie naciągnął, zrobił sie ucisk w kręgach itp.. Najważniejsze, że szybko jest poprawa!
Teraz już mu napięcie wróciło w łapkach i układa się po swojemu swobodnie. Nawet jak dotykam łapki, to są normalne, a nie takie bezwładne flaczki, jak u kukiełki.
Zakusiek codziennie dostaje lek przeciwbólowy w syropku, a jak go wynoszę, to coraz bardziej dziarsko biega.
Jak wytrzymuję tyle godzin..? Różnie. Jak są fajni pacjenci, to wesoło jest i dostaję energii.. a jak ciężko sie pracuje, to już po pierwszym mam ochotę iść do domu. Jak przychodzę do pracy to zerkam w grafik, kto zapisany i od razu wiadomo, czy to będzie lekki dzień, czy nie.
Dzis w sumie sami fajni pacjenci- większość takich mam.. jednak trochę długi ten dzień, a i przerwa na obiad mało dała wypoczynku.. Jakoś jednak muszę dać radę- nie ma wyjścia! Jakoś do Świąt dociągnę..
Pozdrawiam gorąco