Marysiu.. zaszkodzić pewno by nie zaszkodziły, ale ta świadomość..
Ja kulinarnie jestem tradycjonalistką.. schabowy, bigosik..
ewentualnie coś z włoskiej kuchni.
Chińszczyzny zbytnio nie lubię, sushi też nie, owoce morza również niezbyt mnie kręcą. No- ewentualnie krewetki.. CHociaż jadłam kiedyś raka i pyszny był!
Nie chciałabym nigdy zjeść żabich udek, ślimaków, robaków ani owadów, ośmiornicy (wydaje mi się, że byłaby oślizgła i gumowata..).
Pod względem jedzenia zawsze byłam trudnym przypadkiem..jako dziecko, w latach '80 nie chciałam jeśc polędwicy (do tej pory nie jadam..) bo były widoczne żyłki, a to mnie obrzydzało. Za to mortadelę uwielbiałam i w mięsnym, na pytanie zrozpaczonej Mamy "dziecko, to co będziesz jadła" odpowiadałam, że tamtą szyneczkę- wskazując na mortadelę.
Kakao bardzo lubię, ale bez kożucha!
Kiedyś nawet drugie danie na talerzu musiało byc ułożone porządnie..tak, żeby sie ziemniaki nie ubrudziły np sosem z mięsa czy surówki..bo nie dało sie takich "brudnych" zjeść.
Z dzieciństwa pamiętam, że miałam fazy na jedzenie..np całymi tygodniami odrzucało mnie od mięsa i jadłam tylko żółty ser..w kolejnym etapie żywiłam sie jedynie salami..a największą frajdą była "kanapka z suchym chlebem"- jak nazywałam wręczoną ciepłą jeszcze pajdę chleba.
Bardzo lubiłam wszystko, co w occie marynowane- śledzie, grzyby, śliwki, gruszki.
Było marnie ze słodyczami, które lubiłam od zawsze- więc do kubeczka wsypywałam mleko w proszku, dodawałam kakao, mieszałam i wyjadałam takie suche łyżeczką.
Mdliło mnie zawsze na zapach ciepłego mleka..
Od niedawna zaczynam lubić zupy-kremy. Do tej pory nie akceptowałam takiej potrawy broniąc się, że przecież mam zęby
Widzę, że moje kulinarne zwyczaje z dzieciństwa mają sie dobrze- na obiad mogę nie mieć czasu, wystarczy, że zapcham się czymś słodkim
a żyłki w wędlinie nadal odrzucają.. Teraz jednak wystarczy, że zakryję je sałatą czy pomidorem
Znajomy aż tak zareagował na oprysk.. Nieźle musiał sie zatruć! Ja kiedyś dostałam bardzo silnej alergii, prawdopodobnie po pomidorach pryskanych, bo objadałam się nimi wówczas. WYglądałam jak wrzucona w pokrzywy