Witajcie!
Dziękuję za odwiedziny, nawet podczas mojej nieobecności i melduję, ze z urlopu wróciłam cała i zdrowa, a do tego pełna fantastycznych wrażeń
Odpowiedzi będą za chwilkę, a tymczasem krótka relacja z podróży, zwłaszcza, że działo się również "ogrodowo"
W tym roku na kierunek urlopowy wybraliśmy Prowansję, która nas urzekła bez reszty. Zgodnie uznaliśmy, że to wymarzony rejon na na naszą emeryturkę
Prowansja to przepiękny i różnorodny region, pełen klimatycznych miasteczek, cudownych krajobrazów i serdecznych ludzi. Zainspirowała nas produkcja telewizyjna "Francuskie ogrody Monty Dona", a potem książka, która powstała jako pamiętnik z tej podróży "Road to Tholonet. A French Garden Journey". Postanowiliśmy ruszyć śladami Monty'ego na południe Francji i zobaczyć kilka ogrodów opisanych w książce i pokazanych w programie.
Ale…plany - planami, a rzeczywistość swoje
Większość pokazanych w programie ogrodów to prywatne rezydencje z ograniczonym dostępem dla zwiedzających. Pomimo tego, że doczytaliśmy w necie, co i jak w kwestii logistyki podróży, na miejscu okazało się, ze większość ogrodów jest niedostępna dla publiki. Strony internetowe tych ogrodów (niemal wyłącznie po francusku) zawierały nieaktualne dane odnośnie otwarcia i dostępności, a w niektórych po prostu zmienili się właściciele posiadłości i zamknęli ogrody wyłącznie na własny użytek. Inne były otwarte tylko kilka dni w roku i to po wcześniej telefonicznej rezerwacji (oczywiście po francusku
)
Ale...nie po to jechałam przez całą Europę (samochodem, 1700 km w jedną stronę, z nocką w Niemczech) żeby tak łatwo się poddać i coś tam udało się zobaczyć, a przede wszystkim zwiedzić region i posmakować smaków i smaczków Prowansji, z lawendowymi lodami na czele!
Pierwsze dni spędziliśmy w okolicach St. Remy de Provence, urokliwego miasteczka w zachodniej Prowansji. Nocowaliśmy w pięknej wilii z 2-hektarowym ogrodem, położonej na uboczu (tak na uboczu, że szukaliśmy jej ponad godzinę, najpierw sami, a potem z pomocą życzliwych miejscowych.. aż wreszcie udało się namierzyć właściciela, który po nas przyjechał) gdzie serwowano śniadania na otwartym tarasie, otoczonym gajem oliwnym. Śniadania wspominam szczególnie miło - ze względu na przesympatyczne towarzystwo właścicieli, pyszności na stole i wyjątkowo urokliwe okoliczności przyrody. Cudowny, niepowtarzalny klimat. Zapamiętam zwłaszcza smak kawy z dodatkiem miodu, podawanej w misce, czyli w ilości na miarę moich porannych potrzeb
"Nasza" Hacienda
Tu mieszkaliśmy
Ze względu na to, ze wypadło nam po drodze z grafiku kilka ogrodów (zamknięte
) wybraliśmy się na wycieczkę lokalnym szlakiem winnic, podegustowałam to i owo (M prowadził hihihi) i kupiłam nieco zapasów, wiec jesień mi nie straszna
W trakcie pobytu w St. Remy planowałam wypad do La Louve - prywatnego ogrodu tarasowego na zboczach miasteczka Bonnieux. Niestety, mimo zachęcających informacji na stronach internetowych, podanych godzinach otwarcia (ba, nawet cenach biletów) okazało się, że ogrod jest zamknięty dla zwiedzających, a nowy właściciel nie umieścił nawet tabliczki informującej zbłąkanych jak ja turystów o zmianie zasad udostępniania ogrodu. Na bramie wisiała kłódka jak psi łeb, ale udało mi się zerknąć przez ogrodzenie....
Przy okazji opowiedzieliśmy pobliskie miasteczko Lourmarin z pięknym zamkiem i klimatycznymi zakątkami, a na pocieszenie zamówiliśmy kawę i wyśmienite lody lawendowe.
Kolejnego dnia po śniadaniu wybraliśmy się na targ do Eygalieres, który odbywa się codziennie w innym miasteczku, a gdzie można kupić regionalne przysmaki, wyroby rzemieślników i inne różności.
Kupiłam lawendowy miód, miejscową oliwę i różową sól z Alp z ziołami prowansalskimi, o tutaj:
Z Eygalieres pojechaliśmy na południe, do miasta zbudowanego na skale - Les Baux-de-Provence.
W Cucuron mieliśmy zobaczyć ogród Le Pavillon de Gallon, ale również okazał się nieczynny (wbrew informacji uzyskanej w biurze turystycznym) więc pojechaliśmy dalej, do Lauris, gdzie na wzniesieniu stoi XVIII wieczny zamek z niewielkim ogrodem.
Wyczytałam, że uzyskał odznaczenie "Jardin Remarkable" (Wyjątkowy Ogród) co jest francuską miarą jakości ogrodów, nadawaną ogrodom prywatnym i publicznym przez ministerstwo kultury (La Louve też takowe posiada).
Ogrod biały na dziedzińcu - o tej porze dominowały trawy i niektóre byliny, ale latem rośnie tam też kilkadziesiąt białych róż
Ogrod kolorów o tej porze roku nie zachwycił, ale jedna roślina przykuła uwagę - rajski ptak:
Podążając lokalnymi drogami mieliśmy okazję podziwiać pola dojrzałych słoneczników, ciągnące się po horyzont winnice i gaje oliwne. Na niemal czerwonej, kamienistej ziemii winogrona rosną wyjątkowo bujnie!
Mijając po drodze liczne chateau kuszące (skutecznie!) degustacją win, dojechaliśmy do ogrodu przy winnicy Val Joanis.
Winnica ogromna, bajecznie usytuowana, otoczona wzgórzami i 185 ha terenami uprawy winorośli. Przy wjeździe na kamienny dziedziniec widać kwadratowe rabaty z różnymi odmianami winogron, wielkie banie do produkcji wina i dekoracyjne beczki. Ale bardziej interesowało mnie to, co na tyłach winnicy - rozległy ogród i sad.
W ogromnej części jest to formalny ogród warzywny, czyli z francuska potager. Ubrany w ramy z róznej wysokości żywopłotów, geometrycznych kształtów rabat, cyprysów i topiarów z cisa, grabów i bukszpanu.
Linie rabat wytyczają formowane drzewa owocowe (espalier), rzędy lawendy, laurów i rozmarynu.
Na grządkach rośnie 25 odmian pomidorów, bakłażany, papryka, wiele odmian ziół i owoców, a wszystko gustownie oznaczone tabliczkami.
Na rabatach kwiatowych królowały astry i trawy, a najpiękniejsze jest to, ze byliśmy tam zupełnie sami. Cały potager przy winnicy dla nas!
Ogród mnie zachwycił i zainspirował i to zanim spróbowałam tamtejszego wina
Smak tego popołudnia zabrałam ze sobą - a dokładnie 5 litrów tego smaku
cdn.